KNAJPA II

Joan P.

To ty je do tego zdejmujesz?
(bierze łom w rękę)
Na elektryka nie licz - taki z niego mężczyzna, jak z Piotrka Lew Gryffindoru.
(rozwala drzwi)
Ale przecież my się tylko bawimy... Twisted Evil

Lora

Grzeczne dziewczynki zostały same w knajpie i bawią się w chowanego.
(łapie siekierę i staje w gotowości)

Joan P.

(rzuca się z łomem)
Piotrek! Cho no tutaj! Trzymaj, bo ona się rzuca i rąbie!

Lora

Piotrek zwiał już dawno na poddasze, nie widziałaś?
(trafia siekierą w belkę podtrzymującą podłogę)
Ups...
(cofa się w stronę drzwi)
Eee... to może się napijemy?
(ucieka po schodach w górę)
...
ELEKTRYK!!! ELEKTRYK!!! Knajpa się wali!

Angel

No. to na drogę mi się COŚ należy! <upija wszystkiego z knajpy po trochu>
Jakby co: to hasło na mój gg jest zaq1 - iść do np.: sebamen13 na ep. i powiedzieć, a w archiwum jest kto co i komu. I żeby nie zapomnieli o moich wierszach. Ich wykasowywać nie wolno.
Yh.
<bierze butelke CZegoś i glizdogońską na drogę - ale i tak pewnie skonfiskują na lotnisku>

Glany? W lecie?!

!

Kocham was <tuli i ucałowuje wszystkie Lunatyczki>
I Sessa też. Dokładnie Sesshomaru-chana. <całuje ekran kompa, z obrazkiem Sess'a>

Wrócę za ok. 11 dni. Może.

Joan P.

Pa, Angie. A glany w lecie nosi się jak najbardziej.
(drze mordę)
Elektryk! Naprawiać mi belkę, ale już! Lo, nie myśl, że skończyłyśmy!
(leci za Lo na górę, liczać na to, że zdoła też zlać Piotrka)

Lora

Papapapa, Angel! :**
(ucieka ile sił w nogach)
Piotrek, otwieraj zasuwę, musimy się teraz wspierać.
(wali)
Ciebie też niech piorun jasny trafi, tchórzu jeden!

Joan P.

Nie otworzył! A to drań!
(po chwili zastanowienia odpuszcza sobie Lo)
(wali łomem drzwi)
Otwieraj, słyszysz!?

Lora

Noo... To ja już może sobie pójdę.
(cofa się powoli, po chwili biegiem zwiewa w stronę baru)
(przygotowuje dwie Glizdogońskie i sernik na uspokojenie)

Joan P.

(z góry słychać trzaski, wrzaski i coś tam jeszcze)
(schodzi ze schodów, ciągnąc za sobą półprzytomnego Piotrka)
Glizdogońska? Fajnie. Człowiek czasem tak się namęczy...
(pije)

Lora

Taak, cudownie jest tak pomachać siekierą od czasu do czasu.
(pije ze stoickim spokojem)

Joan P.

Albo łomem... I krzesłem... No i o ścianę... Ups, chyba się rozpędziłam...
(pije z równie stoickim spokojem)
Hmm, Lo, znasz jakiegoś dobrego lekarza? Bo Czesiek z żulerii jest zajęty.

Lora

Jakże ty mnie rozumiesz, Jo.
(wzrusza się)
Zdaje się, że mój znajomy spod sklepu, Maryś, zna się nieco na położnictwie. Przyda się?

Joan P.

Oczywiście, nawzajem się rozumiemy...
(pije)
No nie wiem - z tego, co widzę, Piotrek nie zamierza niczego rodzić...

Lora

Czekaj, może umie udzielać pierwszej pomocy.
Maryś, Maryś!
(potrząsa)
Nic z tego. Obudzi się za trzy dni.
(pije spokojnie)
Jo, może zadzwonimy po ambulans? Nie sądzę, żeby Piotrek nadawał się do pracy przez następne dwa tygodnie.