Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Ruskie pierogi [NZ, sensacja, political fiction]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki / Lodówka trolla Świreusa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
blaidd
moderator byroniczny



Dołączył: 27 Lut 2006
Posty: 2429
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ra-setau

PostWysłany: Pią 16:33, 07 Lip 2006    Temat postu:

Oooooch, Pirożki wróciły! I jeszcze ten cudny krajobraz starówki, ruin, ukrytych przejśc podziemnych - to, co uwielbiam. Więcej starówki, Hekatko! Och, jakbyś tak w ogóle w Pirożkach przedstawiła topografię Torunia, to by było ślicznie!

[Wrócił mi klimacik z Pana Samochodzika i... praskich tajemnic chyba. I trochę z "Przygody w górach" - pierwszej przeczytanej przygodowej opowieści, od czasu której pokochałam przygody. Przepraszam za powtórzenia, alem rozemocjonowana]

Ach, ta Joaśka.
Kurczę, ależ ten kawałek z ulicami toruńskimi i podziemiami ruin ma potencjał zostawania w głowie! Ciągle to widzę.
Więcej takich scen, Szefowo, prooooszę! Ach, no i czekam z niecierpliwością na wieści o agencie Lupowie i Kireczce.
(gryzie paznokcie)

Em, a mogę coś jeszcze z innej beczki? Bo chyba nie piszemy "ciągnęła dalej". Wystarczy "ciągnęła" - z tym "dalej" wygląda jak "odwróciła się do tyłu". tak mi się wydaje.

Dobra. Zgłodniałam. Szefowa oczywiście zaraz idzie do "kuchni" i przygotowuje następną porcję, nieprawdaż? Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Pią 16:39, 07 Lip 2006    Temat postu:

Ha, widać dawna mania panosamochodzikowa nadal siedzi mi w podświadomości, skoro pirożki właśnią z tą serią się kojarzą Smile
Z tym "ciągnęła dalej", to się jeszcze zastanowię. Masz rację, ale z drugiej strony samo "ciągnęła" wygląda jakoś tak... goło? No nie wiem. Muszę to jeszcze raz przeczytać.

Swoją drogą mam wrażenie, że teraz kawał pierogów będzie w podziemiach. Wszystko przez ten upał Wink
A za pisanie zabiorę się jutro, dzisiaj jakoś mi nie bardzo idzie...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blaidd
moderator byroniczny



Dołączył: 27 Lut 2006
Posty: 2429
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ra-setau

PostWysłany: Pią 16:48, 07 Lip 2006    Temat postu:

A te opisy ulic, zamków, ruin, podziemi - to autentyczne (zdaje mi się, że tak)? No, hasło do otwarcia przejścia za Wisłę moze nie...
Jeśli tak, to naprawdę wydrukuję sobie kiedyś Pierożki i udam się na zwiedzanie Torunia. I dodatkowo zabiorę przewodniczkę Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Pią 16:52, 07 Lip 2006    Temat postu:

Zapraszam, zapraszam!
Teoretycznie autentyczne. Piszę - teoretycznie - bo dawno nie byłam w ruinach i mogło mi się co-nie-co pomieszać.
Jak byłam młodsza, to chodziłam tam bardzo często... hmm, chyba sobie normalnie spacer zrobię, bo mi wstyd! Wink

A z tymi korytarzami to ponoć prawda. Mówią, że było przejście pod Wisłą od zamku krzyżackiego, aż do zamku po drugiej stronie rzeki. Tyle, że nikt na nie jeszcze nie wpadł...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blaidd
moderator byroniczny



Dołączył: 27 Lut 2006
Posty: 2429
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ra-setau

PostWysłany: Pią 16:57, 07 Lip 2006    Temat postu:

Uważaj, Hekatko, bo ja mogę zaraz zajrzec na stronę szacownej instytucji kolejarskiej i się u Cia zjawic, zanim zdążysz powiedziec "Ło-nie-tylko-niech-nie-przyjeżdża" z rozszerzonymi z przestrachu oczętami.

Hm, aż nawet sobie sprawdzę te pociągi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atra
lunatykująca wampirzyca



Dołączył: 28 Wrz 2005
Posty: 1434
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: komoda

PostWysłany: Pią 17:00, 07 Lip 2006    Temat postu:

Tak, popieram ruinki wspaniałe. I te w "pierogach" i te rzeczywiste w toruniu. musze się tam jeszcze kiedyś wybrać...
*marzy*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Pią 17:03, 07 Lip 2006    Temat postu:

Hehe, faktycznie przerażające Wink Moja wiedza na temat zabytków toruńskich jest wątpliwa, chyba nawet lepiej znam krakowskie. Tak to już zwykle bywa.

Znalazłam parę zdjątek ruin

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych] - o, miejsce, o którym pisałam jest bardzo niedaleko! Za tym murem jest wydzielony fragment ruin, a tam zejście w dół. O ile sobie dobrze przypominam Wink
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blaidd
moderator byroniczny



Dołączył: 27 Lut 2006
Posty: 2429
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ra-setau

PostWysłany: Pią 17:14, 07 Lip 2006    Temat postu:

Ło, ło, ło!!!
(podskakuje na pufie, bo zabrali jej krzesło dla gości babci)
Super! Tylko co miało oznaczac to "faktycznie przerażające"? Że mam nie przyjeżdżac...? Sad
Ten "dawny młyn główny" na pierwszym zdjęciu skojarzył mi się z książeczką, którą właśnie czytam - o historii naszej dzielnicy Gliwic, mającej siedemset lat. Uwielbiam odkrywac takie rzeczy, jak ta, że tu stał młyn, że stawy to pozostałośc po wyrobiskach istniejącej w XVIII wieku cegielni, a główny szlak łączący naszą Ligotę z Gliwicami szedł taką a taką drogą.
Do Krakowa tez możemy się udac. A ja zapraszam do Warszawy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
niepoprawna hobbitofilka



Dołączył: 09 Wrz 2005
Posty: 2126
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Świętokrzyska Łysa Góra ;)

PostWysłany: Pon 16:20, 10 Lip 2006    Temat postu:

Ooo, Pierożki! Mniamciu!
*zabiera się do czytania*
...
*Wraca*
Jeszcze!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Nie 11:17, 16 Lip 2006    Temat postu:

/nat podskakuje radośnie na jednej nodze/
Siuper, siuper! Oż ty Joan, a tego to ja się po tobie nie spodziewałam! Smile Cóż za intryga!
/podskakuje/
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joan P.
moderator upierdliwy



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5924
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tęczowa Strona Mocy

PostWysłany: Wto 14:12, 25 Lip 2006    Temat postu:

(czyta)
Hekate, padam na twarzyczkę (brzydka, to jej nie zaszkodzi).
Chetnię bym się rozejrzała po uliczkach Toruniu, jeśli wygląda jak w twych opisach.
Ja jako najemniczka... sasasa, mam nadzieję tylko, że nie będzie to powtórka z Klossa. Laughing
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Pią 15:34, 04 Sie 2006    Temat postu:

*

Albus Dumbledore nie pozwalał sobie na wybuchy wściekłości, ale to nie znaczy, że nie miał czasem ochoty porąbać siekierą wszystkich mebli znajdujących się w Hogwarcie. Gorzej – niekiedy kusiło go, żeby w ten sam sposób potraktować swoich współpracowników. Z tego powodu na wszelki wypadek trzymał się z daleka od ostrych, mugolskich narzędzi, żeby przypadkiem nie przekonać się na własnej skórze, jak przewrotną siłą może być pokusa. Wyjątkiem był nożyk do przecinania kopert, ale na szczęście trudno było czymś takim zrobić krzywdę posłańcowi, który dostarczył świeżych, ale jakże niepomyślnych, informacji.
- Możesz wracać do swoich obowiązków, Sykstusie – w głosie dyrektora zabrzmiał łagodny smutek. – Musimy dowiedzieć się czegoś więcej o tym napadzie. Skontaktuj się z naszą placówką w Gdańsku, to bardzo ważne. Powiedz też technikom, żeby za wszelką cenę nawiązali kontakt z Severusem Snape’em. O ile jeszcze żyje – dodał nieco ciszej.
Niewysoki mężczyzna o italskiej fizjonomii skinął głową na znak, że wszystkie polecenia zakodował w pamięci, po czym zniknął za drzwiami. Dumbledore odetchnął z ulgą i na chwilę zamknął oczy. Był bardzo zmęczony, ale nie mógł sobie pozwolić na odpoczynek. Nie w momencie, gdy cała misterna struktura wywiadu zaczęła przypominać zamek z kart tuż przed atakiem tornada.
Czy to przypadek, że toruńska organizacja konspiracyjna została rozbita tuż po tym, jak dołączył do niej Snape? Dumbledore nie miał złudzeń. Wiedział dobrze, że takie przypadki po prostu się nie zdarzają. Nietrudno zresztą było połączyć porwanie Kiry, brytyjskiej agentki działającej w Moskwie, z nalotem na polską bazą. Dwa i dwa zawsze daje cztery. Obstawianie innego wyniku, to tylko igraszka z własnym rozsądkiem.
- Trzeba czekać – mruknął do siebie, sięgając odruchowo po ciastko w kształcie listka koniczyny. – Wszystko powinno się wyjaśnić w ciągu następnych godzin.
Sytuacja była naprawdę krytyczna. Kira wprawdzie nie wiedziała o tym, że Lupin ma przeniknąć do Kamiennej Armii, ale i tak mogła mu poważnie zaszkodzić. W kamiennoarmijskich więzieniach każdy w końcu się łamał, więc katastrofa dekonspiracji była tylko kwestią czasu. Dumbledore, chyba po raz pierwszy w życiu, nie wiedział co ma robić. Trudno grać w szachy, jeśli z góry wiadomo, że każdy ruch jest błędny! Remusowi groziło ogromne niebezpieczeństwo i nie było sposobu, żeby go przed nim ostrzec.
W końcu w umyśle szefa wywiadu skrystalizował się plan działania. Poczekać dwadzieścia cztery godziny, a jeśli w ciągu tego czasu nie dotrze informacja o wpadce Lupina – rozpocząć działania.
- Biedna Kira, to takie dobre dziecko... – Dumbledore wiedział, że nigdy nie uwolni się od wyrzutów sumienia, ale musiał podjąć taką decyzję. Kira była zagrożeniem, a jakakolwiek próba odbicia jej, musiałaby uderzyć w Lupina. Od Lupina natomiast zależało powodzenie całej akcji, ponieważ tylko on mógł doprowadzić do upadku Kamiennej Armii. Dlatego należało... należało...
Przede wszystkim należało zapomnieć o ludzkich uczuciach.
Dumbledore wykonał jedno, bardzo ważne połowiczne przeniesienie, a potem zastygł w bezruchu na swoim niewygodnym, drewnianym krześle. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek będzie w stanie spojrzeć w lustro bez obrzydzenia. I w głębi duszy czuł, że nie.

*

- Vlьna! (1) – z różdżki Ceres wystrzelił strumień wody, który skutecznie zdezorientował nietoperza i zmusił go do natychmiastowego odwrotu. Gross zaklął z cicha.
- Zwariowałaś?! Ten strop trzyma się jedynie na słowo honoru i niewiele trzeba, żeby runął nam na głowy. A ty – niech żyje rozsądek! – dodatkowo osłabiasz go magią. Świetnie. Cudownie. Przynajmniej pochówek odpada, będziemy mieli wielce okazały, podziemny grobowiec.
- Nienawidzę fruwających myszy – stwierdziła Ceres, z premedytacją ignorując wywód swojego towarzysza. – A ty nie przesadzaj, nic się przecież nie stało. Odrobina wody jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
- Odrobina pewnie nie... – podłoże rozmokło do tego stopnia, że zaczęło przypominać mulisty strumień. Oboje, zarówno Gross, jak i Ceres, sprawczyni całego zamieszania, byli kompletnie przemoczeni. Do tego dochodziło zmęczenie i stres – w takich warunkach wybuch jest nieunikniony.
Wkrótce dotarli do kolejnego rozwidlenia korytarzy. Ceres już dawno straciła rachubę czasu, nie miała pojęcia, czy błądzą godzinę, czy dwa dni. Do tego kompletnie nie wiedziała w jaki sposób wydostać się z tego labiryntu – o tym, że faktycznie był to labirynt, przekonali się bardzo szybko – i czy w ogóle uda im się kiedykolwiek dotrzeć na powierzchnię. Okazało się, że plan B miał wiele niedociągnięć, właściwie cały składał się z białych plam i nadzieja na ocalenie powoli zamieniała się w skrajną rezygnację.
- I co dalej? – Gross oparł się o wilgotną ścianę i zerknął na Ceres. – Rzucimy monetą, czy może po raz kolejny przekonamy się, że zaklęcie lokacyjne bywa czasem tak przydatne, jak plastikowa łopatka na Antarktydzie?
- Pójdziemy w lewo – rzuciła toruńska agentka. – Daruj sobie te złośliwości. Przypominam, że to ja znam zaklęcie wyjścia i beze mnie nigdy się stąd nie wydostaniesz.
- Do zaklęcia wyjścia potrzebne są jeszcze wrota, do których jakoś nie możemy trafić. Masz może na ten temat jakąś odkrywczą teorię? Nie? To ja ci podpowiem. Nie wiesz którędy iść, więc oboje - tak, ty też! - skończymy jak ci nieszczęśnicy, których przed chwilą potraktowałaś wodnym zaklęciem – mimo błota czaszki i piszczele porozrzucane po korytarzu nadal były świetnie widoczne.
Ceres wzdrygnęła się mimowolnie.
- Wiesz, dręczy mnie jedna kwestia... Wędrowałaś już wcześniej tymi korytarzami? – Gross był mistrzem kpiny, rycerzem ironii. Zawsze wiedział gdzie wbić igiełkę, żeby najbardziej zabolało.
Nie musiała odpowiadać. Wyraz twarzy doskonale zastąpił słowa.
- No tak, mogłem się domyśleć – Gross skrzywił się nieładnie. – Świetna organizacja, doprawdy fenomenalna. Nic dziwnego, że wam rozbili grupę. Ciekawe tylko dlaczego tak długo zwlekali?
Ceres nie wytrzymała. Jak rozwścieczona pchła skoczyła na Grossa i z całej siły kopnęła go w kostkę. Potem, nie zważając na to, że przecież Anglik jednym uderzeniem mógłby powalić ją na ziemię, zaczęła go okładać pięściami. Była wściekła i nie zamierzała dłużej nad sobą panować, nie w towarzystwie tego paskudnika, kpiącego z całej jej dotychczasowej pracy! Co on mógł wiedzieć o ich grupie, o warunkach, w których musieli działać, o niebezpieczeństwach, które pokonywali, o ludziach, których musieli pożegnać na zawsze?! Nic nie wiedział, był tylko nadętym paniczykiem z Zachodu i tak jak im wszystkim, zależało mu tylko na tym, żeby polski wywiad odwalił czarną robotę, usuwając się dyskretnie podczas rozdawania odznaczeń.
- Nienawidzę cię! – krzyczała, a może krzyczało za nią ogromne napięcie nerwowe i strach. W normalnych warunkach udałoby jej się zachować maskę dystyngowanej obojętności i skończyłoby się co najwyżej na przepychankach słownych. Albo kilku perfekcyjnie rzuconych zaklęciach. Warunki nie miały jednak w sobie nic z normalności i dlatego pozory roztrzaskały się jak lustro. Została tylko zwierzęca chęć zadania bólu.
Gross był tak zaskoczony, że z początku prawie się nie bronił. Zareagował dopiero na silny cios w szczękę; stanowczym ruchem odsunął od siebie dziewczynę i tak długo trzymał w kleszczowym uścisku, aż w końcu uspokoiła się całkowicie. Była jak przekłuty balonik, emocje wzbierały długo, ale ulotniły się w ciągu kilku minut. Oboje oddychali chrapliwie, jakby przed chwilą przebiegli sprintem kilkukilometrową trasę.
- Nie sądziłem, że taka z ciebie histeryczka – Gross, nie zważając na błoto, usiadł na ziemi. – Dobrze, że nie złamałaś mi szczęki.
- Wielka szkoda, że tego nie zrobiłam – odpowiedziała. W tamtym momencie wydawała się tak krucha i delikatna, że nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzyłby ile dokonała w ciągu ostatnich godzin. W wychudzonym ciele płonął ognisty duch i Gross, wbrew sobie, zaczął patrzeć na dziewczynę z podziwem. No, może podziw, to za duże słowo, lepszym byłaby chyba aprobata. Aprobata mimo tego, a może właśnie dlatego, że dobrze czuł na twarzy i tułowiu ślady drobnych piąstek.
Ceres była na siebie zła i miała ochotę zapaść się pod ziemię. Niestety, ziemia nie ujawniała chęci do współpracy, więc pozostawało przywołanie maski jestem-drugim-wcieleniem-Richelieu i trzymanie nerwów na wodzy. Przyszło jej to z trudnością, ale efekt był całkiem zadowalający. Głos nawet jej nie zadrżał, gdy proponowała wznowienie wędrówki.
- Oczywiście jeśli jesteś w stanie iść – dodała przesadnie ugrzecznionym tonem, który Gross w myślach określił jako „miodny”.
- Zdaje się, że nie mam innego wyjścia, prawda? – odparł i oboje zniknęli w czeluści lewego korytarza.

*


29 IV


Misza Karpow działał w Kamiennej Armii od lat, ale mimo doświadczenia i wrodzonej odporności psychicznej, nie był w stanie z profesjonalną obojętnością podejść do kwestii Więzienia Międzyrzeczywistego. Doskonale pamiętał swoją pierwszą wizytę w niekończących się więziennych korytarzach, chociaż – na głowę Lenina! – wolałby wykasować to wspomnienie z pamięci. Lubił otwartą przestrzeń, nawet, jeżeli musiał uczestniczyć w krwawej łaźni i narażać się na niebezpieczeństwo. Zamknięte pomieszczenia, nisko zawieszone sufity i wrzaski torturowanych więźniów wzbudzały w nim odrazę pomieszaną ze zwątpieniem, czyli największą zmorą członka każdej tajnej organizacji opartej na podłożu ideologicznym.
Jurij Imanow zdawał się rozumieć rozterki swojego najbliższego współpracownika i do minimum ograniczał jego wizyty w Więzieniu Międzyrzeczywistym. Dobrze wiedział, że elastyczność sumienia też ma swoje granice, a nie chciał stracić Miszy, który dźwigał na swoich barkach kamiennoarmijski wywiad. Oczywiście nigdy na ten temat nie rozmawiali, ale na pewnym etapie porozumienia słowa przestają być potrzebne. Dlatego właśnie decyzja o przeniesieniu na placówkę więzienną uderzyła Karpowa między oczy lepiej niż jakikolwiek prawy sierpowy. Odczuł ją jako zdradę, złamanie niepisanej umowy.
- Pani Puszkinowa już na ciebie czeka – Imanow siedział przy swoim biurku i podpisywał jakieś dokumenty. Nawet nie spojrzał na Miszę. – Idź do Nataszy Zwirskiej, ona odpowiada za twój transport. Musisz wycisnąć te dziewuszki jak cytryny, rozumiesz? Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, ale za trzy dni chcę mieć dokładne sprawozdanie z działalności toruńskiej komórki wywiadowczej. To wszystko, możesz odejść.
Zasalutował, chociaż nie robił tego od lat. Między nim a Imanowem nagle pojawiła się przepaść, której wcześniej tam nie było, przepaść oddzielająca dowódcę od podwładnego. Nagle zdał sobie sprawę, że ma do czynienia nie z przyjacielem, towarzyszem broni, ale z przełożonym operującym suchymi informacjami i danymi statystycznymi. Człowiek z całym uposażeniem wątpliwości i dylematów stawał się tylko jedną z liczb podporządkowanych naczelnemu matematykowi.
Nie miał prawa głosu, więc nie mógł zaprotestować. Walczyli przeciwko nierówności społecznej, a sami dobrowolnie dawali się zamknąć w szufladach hierarchii. Misza nie był wściekły, po prostu zamiast wypłowiałego dywanu zobaczył pod stopami czarną dziurę i nie był pewien, czy zdoła odzyskać utraconą równowagę.
Nic nie dzieje się nagle, już od dłuższego czasu czuł, że iluzje, które od lat z takim trudem wypracowywał, pękają w szwach i nie można ich powstrzymać. Jeszcze przez jakiś czas próbował walczyć sam ze sobą, ale w głębi duszy wiedział, że tylko krok dzieli go od niewesołego końca. Kamienna Armia nie potrzebowała wywiadowców-wolnomyślicieli, tacy ludzie zwykle kończyli w rowie z poderżniętym gardłem, a wina spadała na okoliczny, bandycki narybek. Pogrzeb wojskowy? O tym można było jedynie pomarzyć! Zachowanie Imanowa, jak sobie Misza uświadomił wędrując ku gabinetowi Nataszy Zwirskiej, było tylko logiczną konsekwencją, kropką kończącą zdanie i rozpoczynającą wielkie Nic.
- Proszę ostrożnie dawkować - ostrzegła towarzyszka Zwirska, młoda kobieta, o spojrzeniu podstarzałej kurtyzany, której nic już nie może zdziwić. – Ten proszek, to nie zabawka. Chyba nie chce pan trafić do jednej z cel, prawda?
Zaprzeczył ruchem głowy i wziął od niej niewielkie pudełeczko. Gdy piętnaście minut później Pani Puszkinowa witała go w lochach, nie mogła otrząsnąć się z wrażenia, że ma przed sobą całkiem obcego człowieka. Siwe pasma, które pojawiły się pośród jednolicie ciemnej dotąd czupryny Karpowa, były tylko jednym z wizualnych dowodów zmiany, jaka w nim zaszła.

*

Hekate zignorowała zgrzyt klucza w zamku. Leżała zwinięta w kłębek na zawilgoconym materacu i kurczowo zaciskała powieki. Energia, która pomogła jej w ostatnich minutach przed aresztowaniem, teraz była już tylko wspomnieniem. Dziewczyna całkowicie poddała się otępieniu emocjonalnemu, bo tylko w ten sposób mogła oczyścić umysł i zapewnić bezpieczeństwo swoim współpracownikom. Poza tym działała też w samoobronie – wiedziała, że nie powinna pozwolić sobie na rozpacz, a tylko taką reakcję miałaby pod ręką, gdyby udało jej się obiektywnie spojrzeć na własne położenie.
Arszenik! Królestwo za odrobinę arszeniku! – gdy na chwilę wypadała z torów samoułudy, marzyła wyłącznie o truciźnie. Śmierć kojarzyła jej się nie tyle ze spokojem, co z ciepłem, którego domagały się wszystkie komórki jej ciała. Faktycznie, w celi panowała iście lodówkowa temperatura: – Może dlatego, żeby nie było czuć, że zwłoki się rozkładają – szepnął w głębi jej czaszki ten sam głosik, który wcześniej sugerował samobójstwo i układał całe ballady z arszenikiem w roli motywu przewodniego.
Zgrzyt powtórzył się raz jeszcze, a chwilę potem Hekate poczuła, że jakieś silne ręce ustawiają ją w pozycji pionowej. Cela zawirowała niczym karuzela puszczona w ruch.
- Idziemy! – rozkazał właściciel brutalnych rąk i twarzy, która wyglądała tak nieprzyzwoicie młodo, że w połączeniu z mundurem i bronią automatyczną, nabierała cech niemal groteskowych. To tak, jakby czytać sonet przy akompaniamencie wiertarki – skomentował głos świadomości, którego Hekate nie mogła już dłużej tłumić. Jej ochronna bariera otępienia rozsypała się na tysiące kawałeczków.
- Rusz się wreszcie! – młody strażnik ostrym tonem usiłował zamaskować niepewność. Prawdopodobnie pracował na tym stanowisku dopiero kilka dni i jeszcze nie wiedział w jaki sposób powinien się zachowywać. Brutalność była najprostszym rozwiązaniem – nic dziwnego, że jako pierwsza przyszła mu do głowy. Miał zresztą świetny wzór w postaci starszych kolegów, którzy najpierw kopali w nerki, a potem dopiero zadawali pytania.
Szła jak automat i nie mogła się nadziwić, że organizm może funkcjonować nawet wtedy, gdy psychika dogorywa w najgłębszym zakamarku. Oto człowiek! Ci, co twierdzą, że umysł może okiełznać ciało, nigdy nie byli w Więzieniu Międzyrzeczywistym.
- Dokąd idziemy? – zapytała, chociaż z góry wiedziała, że nie uzyska żadnej odpowiedzi, poza pełnym irytacji szturchnięciem. Chciała po prostu sprawdzić, czy struny głosowe nadal są tam, gdzie ich miejsce, gotowe do natychmiastowego użycia.
Były. A szturchnięcie rzuciło ją na pobliską ścianę i rozorało policzek.
- Żadnych pytań! – strażnik uporczywie trzymał się rozkaźników. Może sądził, że zdania oznajmujące uwłaczają jego godności?
Zamilkła posłusznie, z przerażeniem zauważając, że zaczyna w pełni świadomie obserwować korytarz, zastanawiając się nad możliwością ucieczki. Grube, kamienne ściany, pamiętające jeszcze Krzyżaków, nie wyglądały zbyt przyjaźnie. Prawdopodobnie były dodatkowo wzmocnione magią – seledynowe światło, które się z nich wydobywało, mówiło samo za siebie.
Nikt nie wiedział kiedy powstało Więzienie Międzyrzeczywiste i kto był na tyle okrutny, żeby je powołać do istnienia. Odbicia lustrzane wszystkich lochów i sal tortur, jakie kiedykolwiek powstały na terenie środkowej i wschodniej Europy, powiązano w jedną, makabryczną całość i ukryto między rzeczywistościami. Mury przez wieki nasiąkały jękami katowanych, puchły od cierpienia i brązowiały od krwi. Były materializacją tej drugiej, mrocznej części natury ludzkiej. Wieki patrzyły zza krat, a głosy dawno umarłych więźniów szeptały, że tak po prostu musi być i nie można wyrwać się ze spirali zła.
Hekate zadrżała. Nie umiała uciszyć wyobraźni, która zaczynała płatać jej figle. Gdyby tak można było nacisnąć jakiś przycisk i wyłączyć myślenie!
Skręcili w węższy korytarz. Potem strażnik przystanął i sięgnął po klucze, które miał przytwierdzone do skórzanego pasa. Uciekać! Teraz! – tym razem w głowie Hekate ster przejęła panika, ale nie doczekała się reakcji. – Nie mam żadnych szans. Zastrzeli mnie, zanim zrobię dwa kroki – stwierdził rozsądek i z godnym podziwu spokojem oczekiwał otwarcia celi.
- Właź! – znowu rozkaźnik. Hekate dostrzegła w oczach strażnika, takich zwyczajnych, niebieskich, że najchętniej wróciłby do domu i bawił się z kotem kłębkiem wełny. To nie był fanatyk, który idzie do przodu z klapkami na oczach i widzi tylko to, co mu każą widzieć. Był zwyczajnym chłopcem z jednego z tych brzydkich, wielkopłytowych osiedli i na pewno lubił wieczorami grać w piłkę nożną. Albo nie, pewnie mieszkał w domku za miastem i miał szałas na drzewie, w którym ukrywał się przed światem, czytając powieści przygodowe i wyobrażając sobie siebie w roli Old Shatterhanda.
Tak nie musiało być – Hekate zacisnęła wargi, żeby się nie rozpłakać. – On nie urodził się mordercą!
Drzwi zamknęły się z trzaskiem i zapadły całkowite ciemności. Dziewczyna odruchowo wyciągnęła przed siebie ręce, obawiając się przeszkody, a może ukrytego wroga. Zmęczona, zmarznięta i głodna nie miała jednak tyle refleksu, żeby obronić się przed ciosem, który nagle powalił ją na ziemię.
- To kobieta – oświadczył jakiś głos. Potem rozbłysło światło.



(1)Fala (starocerkiewnosłowiański)


Ostatnio zmieniony przez Hekate dnia Śro 22:31, 23 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zaheel
wilkołak alfa, spijacz Leśnej Mgiełki



Dołączył: 14 Sty 2006
Posty: 2478
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nibyladii

PostWysłany: Sob 20:42, 05 Sie 2006    Temat postu:

Pirożki, gorące pirożki! Wprost z garnka, wspaniałe, parujące i jak zwykle wspaniałe.
Najbardziej podobał mi się fragment z Severusem i Ceres. Była taka dynamiczna. Dwa silne charaktery, kłótnia i to jak potem dochodzili do siebie.
Scena z Szefową była człowiecza, aż do bólu. Tak zwyczajna i kojaży mi się z Dniem Wskrzeszenia. Bardzo się martwię o Hekate. Co jej zrobią?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ceres
kostucha absyntowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 4465
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z dzikich i nieokiełznanych rubieży Unii Europejskiej

PostWysłany: Czw 22:53, 10 Sie 2006    Temat postu:

Zatkało mnie, Szefowo. Autentycznie. Dobrze, że piszę, bo pewnie z gardła bym nic nie wykrztusiła. I ten kawałek o chłopcu z sąsiedztwa... Tego nie cierpię w reżimach.

Cytat:
Niestety, ziemia nie ujawniała chęci do współpracy, więc pozostawało przywołanie maski jestem-drugim-wcieleniem-Richelieu i trzymanie nerwów na wodzy


Ech, Hekate... I co ja mam na to powiedzieć? Chylę czoła przed twoim talentem pisarskim i psychologicznym.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kira
kryształkowa dama



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3486
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z <lol>andii ;)

PostWysłany: Wto 21:40, 15 Sie 2006    Temat postu:

Za każdym razem, gdy czytam nowy odcinek Pierogów dosłownie nie mogę usiedzieć na krześle z emocji. A ewidentnie robi się coraz goręcej! Zagubiony duet Gross - Ceres, rozterki Miszy i Dumbledore'a (którego chyba znielubię...), Hekate i ja w samym sercu koszmaru tortur! A co z agentem Lupowem?! Szefowo, kuchmać co prędzej następną porcję, bardzo proszę!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki / Lodówka trolla Świreusa Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 4 z 8

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin