Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Ruskie pierogi [NZ, sensacja, political fiction]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki / Lodówka trolla Świreusa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:44, 30 Gru 2007    Temat postu:

Teraz, Szefowo, mnie zaintrygowałaś. Bo ja nie wiem <jęczy i mamrocze do siebie>.
W ogóle, ta całą komunistyczna propaganda to mi na złe wychodzi, bo dziś w kościele jak wół słyszałam w kolędzie "józef stalin" zamiast "józef stary". Umm.
<chowa się>

<głupawka on>

O Borze. <ómarła> Wiesz co nagle mi przyszło do głowy po przeczytaniu po raz setny
Cytat:
Meg rozrywała fatamorganę, chociaż sprawiało jej to ogromny ból – szczególnie, że uśpiona Aurora tak bardzo... tak bardzo...
Przypominała jego.
...
Nie wiesz, prawda? <turla się po podłodze>
<łapie oddech>
<pada>
Czyżbym wyglądała jak mumia Lenina?
<przeprasza, że nie żyje. proszę ciało zamumifikować i zanieść na Plac Czerwony>

<głupawka off>
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Nie 21:47, 30 Gru 2007    Temat postu:

Kiruchna, wypisz, bardzo cię proszę! Będę wdzięczna - wrzucałam na gorąco i mogłam coś przegapić.

Ori... <ómiera>
Na Lenina nie wpadłam, przyznaję. Ale mogę się zastanowić Wink


Edit. A o Borysie już mowa była i nawet pewne przesłanki wrzuciłam, ha. Tyle, że nie występował pod imieniem Borys. Domyślajcie się, domyślajcie, ale nie liczcie, że wam coś więcej podpowiem Wink


Ostatnio zmieniony przez Hekate dnia Nie 21:51, 30 Gru 2007, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kira
kryształkowa dama



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3486
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z <lol>andii ;)

PostWysłany: Nie 22:34, 30 Gru 2007    Temat postu:

Cytat:
W ogóle, ta całą komunistyczna propaganda to mi na złe wychodzi, bo dziś w kościele jak wół słyszałam w kolędzie "józef stalin" zamiast "józef stary". Umm.


*zgon like hell*

Ora - nie zabijaj Laughing

Już się robi, Hekatku:

Cytat:
Jeżeli zdołasz wcześniej utrupić tego cholernego perwersja (...)


- perwersa,

Cytat:
Magokonstytucja delegalizuję karę śmierci


- delegalizuje

Coś kurczę jeszcze widziałam, ale teraz akurat oślepłam i nie mogę wyszukać. Jakby co - zamelduję sie ponownie ^^
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
niepoprawna hobbitofilka



Dołączył: 09 Wrz 2005
Posty: 2126
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Świętokrzyska Łysa Góra ;)

PostWysłany: Pon 16:07, 31 Gru 2007    Temat postu:

Hm... Co za metafizyczna udręka! Nie mam pojęcia kim jest Borys, ojciec mojego dziecka Wink
Ale podoba mi się. Szalenie. Bardzo bardzo.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Śro 16:12, 30 Sty 2008    Temat postu:

Zdaje się, że Pierogi zaczynają mieć tyle wspólnego z Potterem, co ja z carycą Katarzyną... Wink Za wtręty rodem z "Nocnego Patrolu "Łukjanienki bardzo przepraszam, to cholerne opowiadanie robi, co mu się żywnie podoba! Oczywiście proszę grzecznie o wyszukiwanie niedoskonałostek, będę bardzo wdzięczna.

4 maja 1983, Moskwa

Lupow zaczynał majaczyć. Musiał mieć bardzo wysoką gorączkę; jego skóra była gorąca jak piekarnik, a ubranie całkowicie przepocone. Nie chcieli go zabić, to było oczywiste, gdyby planowali egzekucję, to by się nie cackali – miał wszczepiony nadajnik, wystarczyło tylko wcisnąć odpowiedni guzik, ot czysta, perfekcyjna robota. Ale oni nie byli jeszcze pewni na czym stoją, i czy rzeczywiście to wilkołak-zwiadowca jest zdrajcą, Karpowowi mógł przecież pomóc ktokolwiek! Imanow błądził jak dziecko we mgle, chwytając się kurczowo wszystkich możliwości, sprawdzając wszystkie tropy. Misza nie miał jednak złudzeń, zbyt dobrze znał swojego byłego dowódcę, żeby wątpić, że w końcu trafi na właściwe rozwiązanie.
- Lupow, słyszysz mnie? – piwnica nie była dobrą kryjówką, zaklęcia, którymi obłożył ją Karpow, mogły zostać przełamane w każdej chwili. – Lupow, musisz się skupić, do kurwy nędzy, wiem, że to trudne... – chorym wstrząsnęły drgawki. Misza pokręcił głową, bezskutecznie powstrzymując irytację. Zwiadowca nie powinien w takim stanie ruszać się z miejsca, ale przecież nie mogli zostać w piwnicy, tu było zbyt niebezpiecznie! Przemknęło mu przez myśl, żeby zostawić Lupowa w cholerę i ratować się ucieczką, w końcu istniało bardzo niewielkie prawdopodobieństwo, że ten szaleniec zdoła przeżyć. Z drugiej jednak strony...
Uratował mu życie.
Karpow zaklął pod nosem i wyciągnął z kieszeni buteleczkę Energetyzatora, z którą nigdy się nie rozstawał – to nie było lekarstwo, wręcz przeciwnie, ale nie miał już innego pomysłu. Liczył, że organizm Lupowa wytrzyma potężną dawkę eliksiru. W końcu to wilkołak, tłumaczył sobie, a wilkołaki wykazują dużo większą odporność na trucizny od zwyczajnych ludzi.
Energetyzator dawał potężnego kopa, nawet umierający podnosił się z ziemi i jeszcze przez pół godziny był w stanie walczyć z wrogiem, nie zwracając uwagi na ból, ani na krew, lejącą się z otwartych ran. Eliksir wynaleziono podczas drugiej wojny światowej i to prawdopodobnie dzięki niemu Rosjanie wygrali pod Stalingradem. Nie miał leczyć, miał do maksimum wykorzystać siły życiowe żołnierza, a potem go zabić, czy może raczej – pozwolić mu odejść. Jeżeli ktoś sięgał po buteleczkę pełną bursztynowego płynu, to świadomie żegnał się ze światem, nie licząc już na żadną odsiecz.
Karpow przegryzł zatyczkę i całą zawartość butelki wlał Lupowowi do gardła. Tamten zakrztusił się, ale przełknął, musiał przełknąć, bo w przeciwnym razie by się udławił. Przez chwilę nic się nie działo, chory nadal rzucał się, jak ryba w sieci, a po jego skroniach spływały krople potu. Potem jednak zastygł; jego twarz poczerwieniała gwałtownie, jakby ktoś wpompował do niej dodatkowe litry krwi, aż w końcu przybrała naturalny, zdrowy koloryt. Lupow odetchnął głęboko, jego powieki zatrzepotały, dłonie zacisnęły się w pięści. Dokładnie po trzech minutach otworzył oczy, w których nie błyszczała już gorączka. Usiadł i popatrzył na Karpowa pytająco, odgarniając z czoła wilgotne włosy.
- Co się dzieje? – zapytał, odruchowo sięgając po różdżkę, której nie znalazł w zasięgu dłoni. – Dlaczego jestem taki mokry...?
Karpow podał mu różdżkę.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia. Musimy się stąd jak najszybciej wydostać. Dasz radę iść...?
- Tak jest, panie majorze – odparł, chociaż dalej nie bardzo rozumiał, co się dookoła niego dzieje. Pamiętał ciemną uliczkę, walkę z Kamiennoarmijcami, a potem już nic, absolutnie nic, jakby ktoś odłączył jego świadomość od zasilania.
- Nie jestem już majorem – mruknął Karpow, pomagając zwiadowcy podnieść się na nogi. – Trzymaj broń w pogotowiu, bo cholera wie, co nas czeka na zewnątrz...
Ulica przywitała ich strugami ulewnego deszczu. Karpow pospiesznie rzucił zaklęcie wykrywające obecność magii, ale nie wyczuł niczego, co mogłoby go zaniepokoić. Albo Imanow jeszcze nie wpadł na ich ślad, albo napastnicy dobrze się kryli, opatuleni antylokalizacyjnymi płaszczami.
Lupow zachwiał się, Misza musiał go podtrzymać. Najwidoczniej Energetyzator nie zadziałał jeszcze całkowicie, bo zwiadowca w dalszym ciągu kroczył niepewnie, jakby przesadził z napojami wyskokowymi. Właściwie, to się nawet dobrze składało, mieli doskonały kamuflaż – dwaj kumple wracający z knajpy, podtrzymujący się nawzajem, żeby nie wylądować w błocie, nie budzili niczyjego zainteresowania. Karpow pomyślał, że dobrze by było zanucić coś pod nosem, ale zrezygnował z tego pomysłu, bo żadna pijacka piosenka nie przychodziła mu do głowy.
- Dokąd właściwie idziemy? – Lupow chyba myślał podobnie, bo zatoczył się, a potem na cały głos ryknął jakąś dziwaczną szantę o czarnobrodym kapitanie, który lubił grywać w pokera. Jedno z okien otworzyło się z trzaskiem i posypały się z niego przekleństwa.
- Darmozjady jedne! Ciężko pracujący człowiek chce odpocząć, a te mu się drą nad uchem, zasrańce jedne!
- Przymknij mordę, paniusiu, pókim dobry! – wrzasnął w odpowiedzi Karpow. – Do Ałły, czaruchy, mieszka trzy ulice stąd. Tylko ona może zneutralizować działanie nadajnika – dodał cicho.
- Dwóch w bramie – szepnął Lupow i zatoczył się jeszcze raz, w dalszym ciągu podśpiewując, jakby od tego zależało jego życie.
Teraz wyczuł ich także Misza; dwa migotliwe punkciki, dwaj magowie. To nie mógł być przypadek. Jeszcze ich nie przeskanowali, być może nawet nie rzucili zaklęcia lokalizującego – kto by się w końcu przejmował dwójką niegroźnych pijaczków? – ale w każdej chwili mogli zaniedbanie naprawić. Wystarczyło jedno, proste zaklęcie. Jeden ruch nadgarstka.
- Co za cham, jak on kobietę traktuje! – otworzyło się drugie okno, potem kolejne i jeszcze jedno, i jeszcze. Teraz już cała ulica wrogo przypatrywała się dwóm, najwyraźniej pijanym w sztok, mężczyznom, z których jeden śpiewał sprośności, a drugi stanął tuż przy wejściu do najbliższej kamienicy i rozpiął spodnie, z wyraźnym zamiarem ulżenia swojemu pęcherzowi.
- Chamy! – krzyczał wąsaty staruszek. – Ulica, to nie szalet! Jazda stąd, napite dupki!
- Dobra, dobra – warknął Lupow, przerywając koncert. – Bez nerwów, panie starszy, bo może pan sobie coś przypadkiem uszkodzić... Chodź, Kostieńka – zwrócił się do Karpowa. – Nie lubią nas tutaj.
- Nikt nas nie kocha, nie lubi, gdzie przytulić skołataną głowę? – zanucił Misza, zapiął spodnie, i ruszył za Lupowem. W napięciu obserwował bramę, ale nic się nie wydarzyło; jeden z magów, młody, może kilkunastoletni chłopak, wyjrzał na ulicę zwabiony hałasami, nie zareagował jednak w żaden sposób. Spokojnie palił papierosa pod osłoną balkonu, a na jego wąskiej, szczurzej twarzy, igrał uśmieszek.
- A toście sobie dogodzili, panowie – zaczepił ich. – Okazja chociaż była?
- Siostrę za mąż dawałem – wyjaśnił Lupow, przeciągając głoski. – Trza było oblać, do domu nie spieszno, co nie, Kostieńka...?
- Dobrze, szwagier, prawisz – Karpow zaniósł się rechotem. – Noc jeszcze młoda!
- To powodzenia! – chłopak mrugnął łobuzersko, a potem wsunął się z powrotem do bramy.
Nie przeskanował ich zaklęciem, nie sprawdził magicznej aury. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że mógłby to zrobić! Misza Karpow doszedł do wniosku, że gdyby nadal był szefem wywiadu, to natychmiast by tego chłystka utopił w bagnie, bo tego rodzaju niedopatrzenia były po prostu niedopuszczalne. Mieli wielkie szczęście, że natrafili na niedoświadczony patrol, zawodowcy rozprawiliby się z nimi w dwie minuty. Szczególnie, że już wiedzieli, do czego jest zdolny Karpow, a dwa razy nie popełniali tego samego błędu.
- Nogi... – wydyszał Lupow, gdy znaleźli się już za zakrętem. – Nogi się pode mną uginają.
- Już niedaleko – pocieszył go Misza. – Musisz wytrzymać. Swoją drogą... – parsknął. – Nie sądziłem, że masz taki talent aktorski! Mógłbyś być podwójnym szpiegiem, ba, potrójnym, i nikt by się nie zorientował. Szkoda, że nie wiedziałem o tym wcześniej...
Lupow nie skomentował.
Lało coraz bardziej, a kolejne kroki dłużyły się w nieskończoność. Misza prawie niósł Lupowa, bo pijackie przedstawienie całkowicie go wyczerpało i Energetyzator powoli przestawał działać. Trzeba było jak najszybciej usunąć nadajnik, który wsączał do organizmu sztucznie wywołaną gorączkę, a mógł też - to była tylko kwestia czasu - spowodować śmierć. Gdy wreszcie dotarli do kamienicy, w której mieszkała Ałła, Lupow stracił przytomność i Karpow musiał go wnieść na górę na własnych plecach, co nie było łatwe, bo zwiadowca nie należał do ułomków.
Położył go dopiero przed samymi drzwiami, a sam sięgnął po staroświecką kołatkę w kształcie głowy lwa. Zastukał. Coś zaszurało po drugiej stronie, ale nikt się nie odezwał, chociaż Karpow był przekonany, że czarucha obserwuje korytarz przez wizjer.
- Wpuść mnie – powiedział stanowczo; nie próbował użyć różdżki, wiedział, że drzwi są dobrze zabezpieczone. – Masz okazję spłacić dług. Teraz. Tutaj. Potrzebuję twojej pomocy!
- Jestem starą, spokojną kobietą, odejdź – głos był słaby i nieco skrzekliwy, ale Misza nie dał się zwieść pozorom.
- Mam twoje słowo – ciągnął. – Dobrze ukryte, zapewniam cię, nie odzyskasz go bez mojej pomocy. Chyba zdajesz sobie sprawę, co grozi komuś, kto łamie magiczne obietnice...?
- A skąd mam wiedzieć, że to naprawdę ty? – tym razem w głosie, stłumionym przez drzwi, zabrzmiała przekora. – Tylu kręci się złodziejaszków, którzy tylko czyhają, żeby okraść biednego człowieka... Możesz być jednym z nich!
Karpow zagryzł wargi, nie miał czasu na kłótnie, każda minuta pozbawiała Lupowa cennej energii. Wyciągnął nóż i bez namysłu rozciął nim własny nadgarstek – krwawiącą rękę wyciągnął aż pod wizjer, żeby starucha mogła dobrze ją zobaczyć.
- Krew nie zapomina krwi – stwierdził. Lew na kołatce otworzył paszczę i warknął. – Widzisz? Twoje drzwi mnie pamiętają, ty też pamiętasz. Ta sama krew płynie także i w twoich żyłach.
Lupow jęknął. Misza podniósł go z trudem i oparł o ścianę.
- Otwórz – powtórzył i drzwi posłusznie się uchyliły, a w nich stanęła malutka staruszka; siwe włosy, splecione w dwa warkocze, spływały aż do pasa, przedziwnie kontrastując z twarzą pomarszczoną jak suszona śliwka.
- Połóż go na stole w kuchni – powiedziała z rezygnacją. – Zaraz się nim zajmę.


Więzienie Międzyrzeczywiste


Niechętnie podeszła do drzwi i zajrzała do pokoju przez owalny, przeszklony otwór. Dziewczyna siedziała na łóżku, kiwając się w przód i w tył; nuciła coś pod nosem, ale Pani Puszkinowa nie mogła zrozumieć słów, brzmiały zbyt bełkotliwie, a ściana dodatkowo utrudniała nasłuch.
- To dobrze, bardzo dobrze, że śpiewa – powiedział uzdrowiciel, dotykając ramienia Puszkinowej. Odwróciła się i spojrzała w jego zmęczone, niebieskie oczy, ukryte za szkłami okularów. – Jest nadzieja, że uszkodzenia nie są aż tak duże, jak myśleliśmy. Chociaż na ostateczną diagnozę trzeba będzie poczekać jeszcze dzień, lub dwa...
- Nie mamy tyle czasu – odparła. – Dziękuję, Igorze. Postoję tu jeszcze chwilę i wrócę do siebie, nie musisz na mnie czekać.
Skinął głową i odszedł, wciskając ręce do kieszeni lekarskiego kitla. Już dawno nauczył się, że z operacyjnymi nie należy dyskutować, bo i tak zrobią to, co uznają za stosowne.
Puszkinowa jeszcze przez chwilę obserwowała Kirę, brytyjską agentkę, na którą ktoś – nie trzeba było intuicji Sherlocka Holmesa, żeby domyślić się kto – zorganizował zamach. Chcieli ją unieszkodliwić, a to oznaczało, że wie więcej, niż można było przypuszczać, więcej, niż wykazał Odsysacz Wspomnień. W ostatniej chwili udało się powstrzymać zamachowca, który zresztą rozpłynął się w powietrzu i ślad po nim zaginął – zdążył jednak, niestety, uszkodzić pamięć dziewczyny, tak, że dalsze przesłuchania stały się niemożliwością. To już drugie zmarnotrawione źródło wiedzy, myślała P.P., ostatnio nic nam się nie udaje...
Westchnęła. Nie chciała tego przyznać sama przed sobą, ale przede wszystkim bała się o Miszę – to on był odpowiedzialny za bezpieczeństwo najważniejszych więźniów, i to on zawiódł, a Kamienna Armia nie wybaczała takich pomyłek. Nikt nie chciał jej nic powiedzieć, była jednak pewna, że już rozpoczęto akcję mającą na celu... no właśnie, co? Czy Imanow faktycznie byłby w stanie zlecić zabójstwo własnego przyjaciela...? Pokręciła głową, to przypuszczenie wydało jej się absurdem, nie mogła jednak przestać o tym myśleć. Miała bardzo złe przeczucia.
- Myślodsiewnia tej Francuzki – powiedziała do siebie na głos, żeby zmusić się do jakiegoś działania. – Trzeba tam iść.
Tam, czyli do kanciapy Tieczorkina. Puszkinowa nie miała pojęcia, dlaczego technik nie przekazał wspomnień dalej, teoretycznie powinien je dostarczyć Karpowowi. Tak się jednak nie stało, myślodsiewnię znaleziono u technika, natomiast jego samego – na podłodze. Ciało zaczynało już stygnąć.
A może to też sprawka kreta...? Puszkinowa już dawno podejrzewała, że mają jakiś przeciek, teraz była tego absolutnie pewna. Jeszcze raz zerknęła na Kirę, która w dalszym ciągu kiwała się monotonnie, nie zwracając na nic uwagi, potem zaś ruszyła korytarzem w kierunku schodów.
Na półpiętrze natknęła się na Jurija Imanowa.
- Dobrze, że cię spotkałem, towarzyszko – powiedział sucho. – Musimy porozmawiać.
Niepokój chwycił za gardło, miała wielką nadzieję, że dowódca nie zauważył tej konsternacji. Złe przeczucia jeszcze się pogłębiły.
Zamiast do gabinetu, zaprowadził ją do niewielkiego pomieszczenia pełnego przeróżnych urządzeń, z których najokazalszy był Odsysacz Wspomnień. Gestem nakazał technikom, żeby wyszli. Drzwi cicho trzasnęły, zablokował je zaklęciem, a potem dodatkowo wyciszył pokój i dodał barierę ochronną. Takie środki ostrożności, chociaż na pozór przesadne, wcale jej nie zdziwiły – były naturalną konsekwencją ostatnich wydarzeń.
- Nie będę owijał w bawełnę, sprawa jest poważna – stwierdził pułkownik, marszcząc brwi. Wyglądał tak, jakby z trudem powstrzymywał atak wściekłości. – Na teren Więzienia Międzyrzeczywistego przedostał się wróg, a szef wywiadu okazał się zdrajcą...
Pani Puszkinowa zagryzła wargi, fala gorąca uderzyła jej do głowy.
- A wiesz, kto pomaga Karpowowi? – oczy Imanowa ciskały błyskawicami. – Twój własny wywiadowca, ten wilkołak, którego mi poleciłaś. Następnym razem lepiej sprawdzaj ludzi, których werbujesz – jego głos ociekał ironią.
- To niemożliwe – powiedziała cicho. – Pułkowniku, przecież... ja...
- Możliwe – przerwał jej. – To fakty. Masz jak najszybciej zlikwidować Lupowa, rozumiesz? Bez dyskusji! Po prostu naciśnij ten cholerny przycisk, dobrze, że przynajmniej pamiętałaś, żeby wszczepiono mu nadajnik... – to już nie była ironia, to był jad. Imanow zaśmiał się nieprzyjemnie, a Pani Puszkinowa zbladła; czuła, że to jeszcze nie koniec.
- Tak jest – spuściła głowę, nie chciała dłużej patrzeć Imanowowi w twarz.
- Świetnie, że się zrozumieliśmy – mruknął. – Ale Lupow, to epizod, o wiele większe zagrożenie stanowi Michaił Karpow. Dobrze go znasz, prawda...?
Nie odpowiedziała, Imanow zresztą wcale nie wymagał odpowiedzi.
- To się świetnie składa, bo towarzysz Kanicki spartaczył robotę i pozwolił mu uciec. Jestem pewien, że ty nie powtórzysz tego błędu.
Podniosła na niego oczy rozszerzone strachem.
- Mam... mam zabić Miszę Karpowa? – zapytała. Przez chwilę miała nadzieję, że to tylko okrutny żart, ale pułkownik daleki był od wesołości.
- Tak. To właśnie musisz zrobić – Imanow machnął różdżką, neutralizując czar ochronny.
Jak lunatyczka dopadła drzwi.
- Byłbym zapomniał – usłyszała jeszcze głos dowódcy. – Jutro wieczorem idziemy na oficjalną kolację do towarzysza Czernienki. Obowiązują stroje wieczorowe.


Moskwa


- Sprowadzisz na mój dom nieszczęście – powiedziała Ałła. W garnku warzyły się zioła; zielonkawa para wypełniała całą kuchnię, rozsiewając ostry zapach czosnku. Czarucha szeptała zaklęcia, pochylona nad Lupowem. Misza miał wrażenie, że nie używa magii, tylko po prostu rozmawia z nadajnikiem, przekonując go, by poddał się jej woli. Być może nawet używała szantażu, w końcu nie była dobrą wróżką, bardzo często posługiwała się metodami, które w uczciwych ludziach budziły odrazę. Cokolwiek robiła – robiła to dobrze. Była naturalną czarownicą, która nigdy nie uczyła się w żadnej szkole magii i gardziła książkami, ale Karpow wiedział, że ma ogromną moc i umie z niej robić użytek.
- Zdurniałeś, Misza, nie trzeba mu było podawać Krwi Demonów(1) . Gdyby nie to, że jutro pełnia... Jest Wilkiem, mam rację?
Przytaknął.
- Dlatego jeszcze żyje – mruknęła, po czym zaczerpnęła z garnka trochę zielonej mikstury i obłożyła nią ranę. – Oj Misza, Misza, za tobą zawsze idą kłopoty... To, że nie jest z naszych, też już odgadłeś?
Popatrzył na nią ze zdziwieniem, jej magia, domorosła i nie znająca ani dobra, ani zła, niekiedy go przerażała. Gdyby dawno temu ktoś zainteresował się Ałłą, to byłaby dziś najpotężniejszą czarownicą Wschodu.
- Tak – odparł. Odruchowo odsunął zasłony i wyjrzał na podwórze, ale zobaczył tylko mrok, rozjaśniony nikłym światełkiem, które płonęło w oknie stróżówki. – Wiem.
Nie pytała już o nic więcej, nie obchodziły ją intencje Karpowa. Chciała po prostu uwolnić się od obietnicy, którą przed laty nieostrożnie mu złożyła.
Z Lupowem działo się coś niepokojącego; jego ciało rozbłysło na chwilę, jakby przepłynął przez nie prąd. Czarucha szeptała jakieś niezrozumiałe słowa w języku, którego Misza nie rozpoznawał, jej głos był świszczący i przypominał syk węża. Mikstura przeniknęła przez ranę, a Lupow gwałtownie usiadł – to magia Ałły zaczęła płynąć w jego żyłach – zaś chwilę potem znowu opadł na blat stołu. Wyglądał jak nieżywy, najlżejszy oddech nie unosił klatki piersiowej.
- Czy coś...? – Karpow urwał pytanie, bo czarucha wyglądała na zadowoloną. Ocierała pot z czoła Lupowa i uśmiechała się lekko.
- To był ostateczny czas – powiedziała. – Kamienny chciał zabić Wilka, ale ja dobrze wiem, że śmierć można obłaskawić... – wpiła świdrujący wzrok w Miszę. – To tylko pożyczka, rozumiesz? Prędzej czy później przyjdzie na niego czas, nie umrze śmiercią starca.
- Co z nadajnikiem?
- Powiedziałam mu, żeby służył innemu Panu – wyszczerzyła poczerniałe zęby i znacząco spojrzała w górę.

*

Gdy otworzył oczy, przez chwilę miał wrażenie, że w dalszym ciągu śni. Zobaczył nad sobą sufit; farba łuszczyła się od wilgoci; nie to jednak było najdziwniejsze – między sufitem, a jego głową, wisiały w powietrzu jakieś dziwaczne rośliny, przypominające morskie glony. Ich nibygałązki podrygiwały, jakby targał nimi nieistniejący wiatr. Lupow miał wrażenie, że rośliny przyglądają mu się intensywnie, śledząc każdy jego oddech.
Potem zobaczył Michaiła Karpowa.
Major stał w pobliżu i wyglądał przez okno. Musiało już świtać, bo światło wpełzało przez szpary i malowało szlaczki na ścianach. Mężczyzna opierał się o parapet, zamyślony, jakby prowadził jakąś decydującą, wewnętrzną dyskusję.
- Ocknąłeś się – stwierdził, chociaż nie odwrócił się wcale w stronę Lupowa. – To dobrze, bo powinniśmy wyjaśnić sobie parę spraw. Po pierwsze, ja tu rządzę. Jeżeli coś mi się nie spodoba, to po prostu cię zabiję... czy to jasne?
Lupow skrzywił się mimowolnie, nie spodobał mu się ton Karpowa.
- Nasze rachunki są wyrównane, ty uratowałeś moje życie, a ja twoje, dlatego nie będę miał wyrzutów sumienia – mówił dalej. – Szczególnie, że jesteś szpiegiem obcego mocarstwa i nie masz tu żadnych praw.
Chciał się zerwać z miejsca, ale nie mógł, był zbyt osłabiony.
- Ty też – parsknął, omijając wojskową tytulaturę. – Ty też nie masz żadnych praw, jesteś banitą skazanym na śmierć.
Karpow odwrócił się, słońce rozświetliło srebrne nitki w jego włosach.
- To prawda. Dlatego jeszcze rozmawiamy – odparł.
- Proponujesz współpracę, czy zamierzasz mnie szantażować? – Sasza nie chciał dłużej ciągnąć tej farsy. – Bo jeżeli myślisz o szantażu, to najlepiej od razu o tym zapomnij, nie jestem człowiekiem, którego można łatwo przestraszyć.
Karpow nie odpowiedział od razu. Dopiero po chwili podszedł bliżej i usiadł na krześle, które stało w pobliżu łóżka.
- Mówiłeś w gorączce wiele ciekawych rzeczy. Ale nie powiedziałeś jednego – dlaczego, do czorta, wyciągnąłeś różdżkę, chociaż wiedziałeś, że to grozi dekonspiracją...? Dlaczego mi wtedy pomogłeś? Myślałem nad tym długo... I wiesz do jakiego doszedłem wniosku? – uśmiechnął się nieładnie. – Nie ufasz już swoim. A to oznacza, że nie masz innego wyjścia, musisz przyjąć moją ofertę, bo sam, ścigany i bez żadnych kontaktów, nie przeżyjesz w Moskwie nawet tygodnia. Przecież musisz sobie z tego zdawać sprawę.
Lupow zmrużył oczy; siłowali się przez chwilę na spojrzenia, ale żaden nie był w stanie pokonać przeciwnika.
- Nie ufam ci.
- Nie musisz! – Karpow wzruszył ramionami. – Ale tak się składa, że mam coś, co cię przekona.

Niewielka myślodsiewnia, którą położył na prześcieradle, rozbłysła w słońcu.


cdn



(1)Ludowa nazwa Energetyzatora.


Ostatnio zmieniony przez Hekate dnia Śro 22:38, 23 Lip 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kira
kryształkowa dama



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3486
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z <lol>andii ;)

PostWysłany: Śro 17:09, 30 Sty 2008    Temat postu:

Omg. OMG. Cliff hanger. ZNOWU.

Przez te cliff hangery chyba zacznę poważnie nie szyć. Toż to morderstwo w biały dzień jest, Szefowo! Very Happy

Mmm, było pięknie, oł yeah. Misza i Lupow, ach... *maślane ślepia* Rozumiem Twoje slaszowe rozterki, Hekaciu ^^, ale dla mnie ta scena była po prostu fantastyczna i mocna. I, kurczę, naprawdę komediowa! Normalnie widziałam ich na tej ulicy, zataczających się, wydzierających i śpiewających sprośne piosenki. I, khm, rozporek ;P Ech, cóż za widok! Wink

A... a Kircia? Biedna Kircia! Czy ten... mental disorder jest odwracalny? Mam nadzieję, ale z drugiej strony wyjście, czy też (zakładając bardziej pechowy scenariusz) dłuższy pobyt w takim miejscu jak Więzienie Międzyrzeczywiste bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym jest totalnie niemożliwe. No nic, trzymam za Kirę kciuki. Bardzobardzo trzymam Sad
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:22, 30 Sty 2008    Temat postu:

Aaa, nowe Pierogi! <skacze jak opętana>
Ja wiedziałam, że Szefowa nie da tak łatwo ubić Miszy.
W ogóle, naprawdę czuję się poplątana, co, kto i z kim, ale to dlatego, że daaawno, dawno nie czytałam Pierogów w całości.
Scena z udawaniem pijaczków zabójcza. I w ogóle, ja rozumiem, dlaczego Szefowa zaczyna dostrzegać slash we własnym tworze. Ojej. Ale ja staram się i tylko chwilami mam jakieś przebłyski 'ik, slash'. Nie, nie, nie. Slashyku tu niet.

Naprawdę, Pierożki są mniamniu, i tylko zastanawia mnie, czy jednak kiedyś się nie tyle, że skończą, ale jakoś rozwiążą. Huhu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zaheel
wilkołak alfa, spijacz Leśnej Mgiełki



Dołączył: 14 Sty 2006
Posty: 2478
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nibyladii

PostWysłany: Śro 21:03, 30 Sty 2008    Temat postu:

Rozmowa Lupowa z Miszą była świetna xD Taką jak można było się spodziewać bez zbędnych słów, ech taka normalna. Ale chyab za to koHam ich obydwóch. A w rolach pijaczków są poporstu nieszatąpieni, jeszcze jako rodzina. Jakie tu koligacje wchodzą. xD Sleshowo? MOze troszeczkę Wink
Pozatym bardzo interesuje mnie Ałła, bezie o niej cos więcej? To raczej taka niepozorna postać, ale moze dałoby sie coś wiecej o niej jeszcze Wink
Kirka wraca do nas? Uff top dobrze, bo juz sie martwiłam...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Śro 22:32, 30 Sty 2008    Temat postu:

Taaa, Ori, ja też się zastanawiam czy to się kiedyś jakoś rozwiąże Wink Niby wiem jaki będzie finał, kto zginie, kto wygra, a kto ucieknie, ale... ale opowiadanie się rozrasta i dziczeje, trudno powiedzieć, czy przypadkiem gdzieś po drodze fabule totalnie nie odwali.
Co jest możliwe.
Teraz muszę się poważnie wziąć za politykę, przerwa od sensacji, witojciez political fiction! Możecie mi wyjaśnić dlaczego ja tak bardzo kocham patologię państwowości?...

Dziękuję, Kircia, Zah.
Ałła, to raczej postać epizodyczna, ale być może jeszcze się pojawi. Tyż ją lubię.

Poza tym zapowiadam powstanie pewnego Kwartetu, który trochę namiesza i Dumbledore'owi i Imanowowi. Już wy się chyba domyślacie, któż to będzie w jego skład wchodził... Wink

Nie ma slashu, plawdaaaa? <oczy spaniela>
Nie, nie, nie!


Edit. Jeszcze co do pomieszania fabularnego - faktycznie, ponoć dobrze się czyta wszystkie części pod rząd. Letty na Mirriel od razu się domyśliła, kim jest ojciec Aurory. Ha!


Ostatnio zmieniony przez Hekate dnia Śro 22:34, 30 Sty 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kira
kryształkowa dama



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3486
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z <lol>andii ;)

PostWysłany: Czw 16:25, 31 Sty 2008    Temat postu:

*czyta post Hekate*

*leci na Mirriel*

*czyta post Letty*

O MÓJ BOŻE, MERLINIE, ALLACHU, BUDDO, KONFUCJUSZU, RONIE HUBBARDZIE, MARCINIE LUTRZE, JANIE KALWINIE I JANIE HUSIE!!!

Nie wierzę...

*mdleje. BARDZO*

Ps. Kwartet? Hekatku, wiesz, że teraz sam narzuciłeś na siebie KONIECZNOŚĆ jak najszybszego zamieszczenia nowego rozdziału, prawda? Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:41, 31 Sty 2008    Temat postu:

Zuo. Na mirriel się szybciej domyślają. Już dawno czytałam post Letty (tak to jest być osobą, która z nudów czyta komentarze). Ojeja.
*wzrusza się*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
niepoprawna hobbitofilka



Dołączył: 09 Wrz 2005
Posty: 2126
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Świętokrzyska Łysa Góra ;)

PostWysłany: Pią 20:57, 01 Lut 2008    Temat postu:

A co Mirriel? Że co? <jest ewidentnie nie w temacie>

Ale ja do tego odcinka tylko powiem tyle:
YES YES YES! Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ceres
kostucha absyntowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 4465
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z dzikich i nieokiełznanych rubieży Unii Europejskiej

PostWysłany: Pią 22:23, 01 Lut 2008    Temat postu:

Uooo.

Tak, wiem, wydaję z siebie nieartykułowane dźwięki za pomocą klawiatury, ale najpierw przeczytałam odcinek, potem komentarze, a potem pofrunęłam na Mirriel i... uojć. Zgadzam się z Kirą, Misza+Lupow rządzą, a te pierożki to prawdziwy rarytas. Ale muszę powiedzieć, że mi się najbardziej Ałła podobała. Chrupka.

Mniam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Sob 0:58, 02 Lut 2008    Temat postu:

No, Ałła ma potencjał fabularny, aczkolwiek z klimatu przypomina raczej "Nocny Patrol" , niż Pottera. Cóż, kanon, to nie jest moja mocna strona Wink
W każdym razie fajnie, że chrupka, ja się jej jeszcze przyjrzę, w końcu klient nasz pannnnnnn! (oczywiście jak autorowi jest to na rękę, ha, ha, ha)


Ostatnio zmieniony przez Hekate dnia Sob 0:59, 02 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Noelle
robalique



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 2024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:16, 12 Wrz 2010    Temat postu:

Cytat:
Wto 14:53, 20 Wrz 2005


Prawie 6 lat...! O ludzie, ale to długo, 1/3 mojego życia. Właśnie zjadłam całą tą ogromną michę pierogów za jednym posiedzeniem. Ostatnio czytam twoje rzeczy, to musi być Faza.

Rzecz do czytania w specjalny sposób. Saga, wręcz lunatyczny odpowiednik "Waterloo", bo tam też przerabiali forumowiczów na postacie. Ale na tym podobieństwa się kończą osszywiście. Im mniej kanonu i więcej CCCP, tym lepiej.

A zaś, ostatnia aktualizacja była
Cytat:
Śro 16:12, 30 Sty 2008
, przede trzema laty. Miałaś ostatnio fazę na dokańczanie różnych rzeczy - myślałaś może o tym zabytku, przepraszam Twisted Evil ?

Ostatnio zmieniony przez Noelle dnia Nie 20:17, 12 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki / Lodówka trolla Świreusa Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 7 z 8

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin