Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fikaton: yadire
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Klub Pojedynków
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Trilby
świtezianka



Dołączył: 06 Lis 2005
Posty: 1521
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: miasto z piaskowca

PostWysłany: Pią 0:00, 06 Kwi 2007    Temat postu:

No ja się z Orem nie zgodzę. Chociaż owszem, Herma na początku z tą "ździrą" jest w sumie taka jakaś nienaturalnie ślizgońska, ale jak potem to lusterko bierze drżącą ręką, to wydaje mi się, że jej się głupio zrobiło. Herma nie jest głupia Wink

Ale miłe czytanko. Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
yadire
gryfonka niepokorna



Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 1892
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Pią 11:17, 06 Kwi 2007    Temat postu:

Prompt: drugi klik
Fandom: [link widoczny dla zalogowanych][Chirurdzy]
Występują: Isobel "Izzie" Stevens, Denny Duquette, Meredith Grey, Cristina Yang, George O'Maley i Alex Karev
Spoilery: Tak. Drugiego sezonu - całego, choć niedokładnie.
Słów: 409
Inne: Można sobie włączyć Chasing cars Snow Patrol. Spojler dotyczy historii Izzie, ale w serialu zakończenie było nieco inne, choć z tym samym skutkiem. I może małe wyjaśnienie: wszyscy bohaterowie, poza Denny'm, są stażystami na oddziale chirurgii bostońskiego szpitala. Denny jest pacjentem czekającym w kolejce do przeszczepu serca. Powinno wystarczyć. Zna może ktoś ten serial?


Tytuł: Serce

- Izzie...
Jej ramiona drżały od tłumionego płaczu. Czuła na sobie spojrzenia ich wszystkich, nie musiała patrzeć żeby wiedzieć, jak wyglądają. Meredith z oczami smutnego spaniela, Cristina próbująca ukryć smutek za rozdrażnionym westchnięciem, George i jego drżąca broda oraz Alex, dupek jak zwykle.
Izzie skuliła się jeszcze bardziej. Zamknęła oczy i obraz czwórki stażystów znikł, zastąpił ich mężczyzna o roześmianym spojrzeniu, otoczonym przez kabel aparatury podtrzymującej jego życie. Kilka łez spłynęło po jej policzku. Im bardziej starała się o nim nie myśleć, tym wyraźniejsza stawała się jego postać.
- Izzie, chodźmy.
Poczuła, jak czyjeś dłonie chwytają ją za ramiona i delikatnie unoszą do góry, jej ciało przeszył gorący dreszcz. Szybko otarła dłonią mokre policzki i spojrzała prosto w znajome, brązowe oczy.
- Co ty... Przecież ty jesteś nieprzytomny! - Izzie chwyciła jego dłoń, mocno ścisnęła, jakby próbowała sprawdzić, czy to dzieje się naprawdę.
Jego ręka była ciepła i jak najbardziej prawdziwa.
- Pamiętaj, że cię kocham, Izzie.
Świat zakręcił się wokół niej. Jego przyjazny głos, ciepła dłoń i pełne uśmiechu oczy. Poczuła jego wargi na swoim policzku i uśmiechnęła się. Objęła go, bojąc się, że za chwilę zniknie tak samo niespodziewanie jak się pojawił.
Kiedy stała, wtulając się w niego i wdychając jego zapach, świat kręcił się wokół coraz szybciej. Wydawało jej się, że znajduje się na cyrkowej karuzeli.
Nagle do jej świadomości wdarła się szpitalna sala, łóżko z leżącym na nim mężczyzną i aparatura podtrzymująca życia. Pisk urządzenia i ciągła zielona linia.
Światła karuzeli zgasły, zapadła ciemność. Izzie została sama.

*

- Budzi się... Alex, idź po pielęgniarkę.
- Po co? Sami sobie poradzimy.
- To pretekst, żeby się go pozbyć, George.
Walcząc z ogarniającą ją sennością, Izzie otworzyła oczy. Widziała nad sobą biały sufit, słyszała głosy przyjaciół, czuła dotyk ich dłoni.
- Witaj w świecie żywych.
- Cristina!
Izzie z trudem nadążała za tokiem rozmowy. Próbowała przypomnieć sobie, co się stało, ale ostatnim wyraźnym obrazem były oczy Denny'ego.
Denny! Operacja, przeszczep... Zaraz... Jakim cudem mogła go spotkać, skoro on teraz jest na sali operacyjnej?
Nieświadomie wyszeptała jego imię. Meredith spojrzała na Cristinę, po czym obie skierowały wzrok na stojącego najdalej George'a.
Dopiero po długiej chwili milczenie przerwał Alex.
- Nie udało się. Denny nie wytrzymał narkozy.
- Ale... - Izzie z trudem walczyła o swój głos. - Ja go widziałam... Że kocha...
Meredith przymknęła na chwilę oczy. Pogłaskała przyjaciółkę po jasnych włosach, po czym usiadła obok niej i mocno ją do siebie przytuliła.
Pełen rozpaczy płacz niósł się po szpitalnym korytarzu. A serce, które miał dostać Denny, leciało właśnie helikopterem, by uratować komuś życie.


Ostatnio zmieniony przez yadire dnia Pią 22:24, 06 Kwi 2007, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 11:27, 06 Kwi 2007    Temat postu:

Nie znam. Tzn. widziałam jakieś 2 odcinki pierwszej serii.
Ale i tak mnie ruszyło. Podoba mi się.
Bardzo nastrojowe i takie dosyć realistyczno-nierealistyczne. Byłabym w stanie uwierzyć w taka historię.
Ładne.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Pią 18:10, 06 Kwi 2007    Temat postu:

Kiedyś oglądałam "Chirurgów", dawno temu, no i zatrzymałam się na pierwszej serii. Całkiem mi się podobało, ale nie aż tak, żeby teraz marnować transfer i ściągać. Chociaż może się skuszę, moja koleżanka ma tego mnóstwo, więc mogę pożyczyć Smile

Co nie zmienia faktu, że nie trzeba znać serialu, żeby zrozumieć miniaturę. Smutne. Diabelnie smutne. Szczególnie ten końcowy akcent z helikopterem, los jednak płata ludziom paskudne figle...
Dobra robota, Diruś! Muszę przyznać, że ten kawałek podoba mi się bardziej, niż wczorajsza Pansy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
yadire
gryfonka niepokorna



Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 1892
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Pią 18:17, 06 Kwi 2007    Temat postu:

O, mi te tekst też o wiele bardziej się podoba! Może dlatego, ze wszystkich chirurgów, może poza Meredith, lubię bardziej niż Pansy.

I cieszę się że się podoba.

A tak osobiście druga seria, bodajże na Foxie leci, o wiele bardziej niż pierwsza mi się podoba. Bo mniej Meredith, niesamowicie mnie ta dziewczyna wkurza.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Sob 10:30, 07 Kwi 2007    Temat postu:

Znam i lubię, ale nigdy nie wyszłam poza kilka odcinków pierwszej serii, bo nie miałam jak.
Bardzo smutne, bardzo piękne. Biedna Izzy. I zgadzam się z tym, że ostatnie zdanie jest cudne. Tylko nie powiedziałabym, że to 'paskudny figiel', ale raczej, że niesprawiedliwość życia... taka, która w opowiadaniu smutno zachwyca, a w życiu zabiłaby rozpaczą.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
yadire
gryfonka niepokorna



Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 1892
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Sob 21:11, 07 Kwi 2007    Temat postu:

Dzień trzeci.
Prompt: trzeci [link widoczny dla zalogowanych] - niebo błękitne nad nami.
Fandom: poterrolandia.
Występują: Remus Lupin, Lilly Evans, James Potter, moja własna Maggie Gray, tytułowa Kałamarnica i Bohater Specjalny Very Happy
Spoilery: nie.
Słów: haha, dumnam - 1 492

Tytuł: Kałamarnica wieczorową porą...

- No. To teraz trzeba się tylko zastanowić, jak z tym wszystkim zmieścimy się w przedziale.
Lily Evans odgarnęła rudą grzywkę ze spoconego czoła. Tego, że pozwoliła Maggie obciąć sobie włosy, żałowała już od chwili, gdy pierwsze rude pasmo spadło na podłogę. Z przerażeniem zamknęła wtedy oczy, co zaowocowało jeszcze gorszym skutkiem. Kiedy je otworzyła, zobaczyła w lustrze rudzielca z zielonymi oczami i piegami na nosie. Jednak zamiast długich loków zebranych w kitka miała na głowie strzechę długości kilku centymetrów, w której każdy włos sterczał w inną stronę. A czoło przykrywała gruba, prosta grzywka. Szok był tym większy, że dziewczyna nigdy jeszcze w swoim szesnastoletnim życiu nie miała grzywki.
Lily nie umiała się długo gniewać na Maggie. Na każdego innego, owszem, ale na jedną Maggie - nigdy. Dlatego teraz, kilka godzin po tym nieszczęsnym zabiegu kosmetycznym, mogły w miarę spokojnie pakować kufry przed powrotem do domów.
- Właściwie... - Maggie zanurkowała pod wysokie łóżko, by sprawdzić czy nic tam nie zostawiła. - Właściwie to one odrosną przez wakacje. Trochę... - Kiedy wynurzyła się z zaczerwienioną twarzą, oberwała zieloną poduszką.
Lily stała tyłem, chowała różdżkę do kieszeni spodni.
- Nie zaczynaj. - Pogroziła współlokatorce palcem. - Idę na błonia.
Trzasnęła drzwiami. Maggie zasępiła się - chyba jednak Lily była na nią trochę zła. Normalnie zabrałaby ją ze sobą.
Maggie! - pacnęła się w czoło otwartą dłonią. - Ona się umówiła!
Olśniona tą myślą, nie zastanawiając się ani chwili, wyszła z pokoju, starając się nie robić hałasu. Lily z kimś się umawia i jej, Maggie, o tym nie mówi?! Coś tu nie gra.

Remus Lupin siedział na parapecie w pokoju wspólnym. Patrzył na spokojną taflę jeziora, połyskującą w świetle czerwcowego słońca i kontury wzgórz, które łagodnie rysowały się na tle jasnoróżowego nieba.
Jego kufer już od wczorajszego wieczora stał pod łóżkiem, gotowy do wyruszenia w drogę. Spieszyło mu się do domu, bo im szybciej się tam znajdzie, tym szybciej zacznie się włóczęga po pokrytych mchem i wrzosami walijskich górach. Remus lubił poczucie wolności, jakie dawała wędrówka z wiatrem, wyzwalało morze rozbijające się o strome wzniesienia...
Nagle usłyszał trzask zamykanych drzwi i szybkie kroki na schodach. Po chwili w pokoju wspólnym pojawiła się Lily Evans. Na widok Remusa zatrzymała się gwałtownie, gdyż ten uważnie się jej przyglądał. A do tej pory nie robił tego zbyt często, właściwie - nigdy.
Wreszcie odezwał się, burząc głęboką i pełną napięcia ciszę panującą w pokoju.
- Obcięłaś włosy. - Powiedział. - W dłuższych było ci lepiej - zawyrokował nie bez drwiących nutek w głosie.
Twarz Lily w ciągu kilku sekund przeszła istną rewolucję: od łagodnego zaskoczenia, przez wyraźne zastanowienie, aż do nieskrywanego oburzenia. Kilka razy otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć - Remus nie był specjalnie ciekawy jej słów, dlatego ponownie spojrzał za okno - Lily machnęła więc ręką i wyszła z pokoju.
Lupin powrócił myślami do wrzosów i morza, ale widocznie nie dany mu był dzisiaj spokój. Najpierw dziwnie podekscytowany James miotał się po sypialni całe popołudnie. Na delikatną aluzję zareagował nad wyraz gwałtownie, dlatego też Remus wyemigrował na jakiś czas. Zamierzał pójść na błonia, ale coś zatrzymał go tutaj, i tutaj już został.
Teraz jego uwagę odwróciła burza czarnych loków, miotająca się po pokoju. Istota odziana w ciemne ubranie przerzucała poduszki na kanapach, mamrocząc pod nosem przekleństwa znajomym, trochę zachrypniętym głosem.
- Maggie?
Istota podskoczyła, zrzucając serwetkę ze stołu. Na podłogę posypały się też liczne "pierdoły", jak Syriusz nazywał to, co gryfońska brać zostawiała zazwyczaj na stołach.
- Może to pytanie zabrzmi niepoważnie i zadane zostanie niepotrzebnie, ale - co ty, na Morganę, wyprawiasz,?
- No... Ja tak jakby gdzieś zgubiłam różdżkę.
- Tutaj? Mogę cię zapewnić, że przez ostatnie dwie godziny się tu nie kręciłaś.
- Eee... - Maggie podrapała się niepewnie za uchem, który to widok rozśmieszył Remusa. Dziewczyna powtarzała gest typowy dla Syriusza.
- Bardzo zabawne, Lupin - mruknęła bez entuzjazmu, po czym znów oddała się energicznym poszukiwaniom.
Remus niechętnie sięgnął po swoją różdżkę. Zależało mu na odrobinie spokoju. Może jak pomoże tej biednej dziewoi, opatrzność i nad nim się ulituje?
- Accio różdżka.
Jednak nic się wydarzyło. Remus wzruszył ramionami.
- Nie ma jej tu. Możesz już iść.
Maggie obdarzyła go nieżyczliwym spojrzeniem.
- Naprawdę nie wiem, czemu tak się starasz, żeby wszyscy cię lubili.
Po chwili trzasnęły drzwi i Lupin został sam.
- Remusie, czyżbyś w jej głosie słyszał ironię? - zapytał sam siebie, ponownie wzruszył ramionami i również opuścił pokój wspólny w nadziei, że może na błoniach nie będzie tak tłoczno.
Kiedy otworzył drzwi wyjściowe, przystanął na chwilę zaintrygowany.

Maggie już na korytarzu podejrzewała, że zgubiła Lily. Kiedy wydostała się z zamku, miała pewność.
- Pozostają ci teraz dwa wyjścia - monologowała, siedząc na wysokim murku i wymachując nogami. - Albo wrócisz do pustej sypialni, mijając po drodze wyjątkowo stetryczałego dziś Lupina, albo skorzystasz z ładnej pogody i pójdziesz na błonia.
Maggie zastanowiła się chwilę. Zdecydowanie, druga opcja była o wiele bardziej ekscytująca. Wszystko było bardziej ekscytujące od siedzenia w pustym pokoju.
- I jest nikła szansa, że czystym przypadkiem napatoczysz się na Lily i jej tajemniczego kochanka. Tak, to zdecydowanie lepszy pomysł!
Kiedy zeszła ze schodów, zatrzymała się na chwilę. Wydawało jej się, że słyszy za sobą jakieś kroki. Jednak kiedy się odwróciła schody były puste. Jeszcze dwa razy powtórzyła ten manewr, ale niczego podejrzanego nie zauważyła.
Ruszyła zatem dziarsko w stronę zachodzącego słońca i taplającej się w jeziorze kałamarnicy.

Remus uśmiechał się za każdym razem, kiedy dziewczyna odwracała się, nie widząc go, ukrytego za murowanym lwami. Jego wilkołacza przypadłość miała kilka zalet, może nie na tyle silnych, by przeważyć wady, ale jednak przydatnych. Na przykład umiał chodzić ciszej niż zwykły czarodziej.
Początkowo Lupin nie miał zamiaru jej śledzić. Ale kiedy dotarł za nią nad jezioro, dziewczyna niespodziewanie się odwróciła. Remus nie miał już gdzie się schować.
- Lupin!
- Gray, co za niespodzianka.
- Nie udawaj zaskoczonego, przecież za mną szedłeś i... - umilkła, pod pełnym politowania spojrzeniem chłopaka.
- Stetryczały? - zapytał, unosząc brew. - Tak mnie jeszcze nikt nie nazwał.
Maggie spojrzała na czubki swoich tenisówek. Cholera, znów zapomniała je wyczyścić! Ale że Lily jej nie zwróciła uwagi?
Właśnie! Remus! On może wiedzieć, gdzie ona poszła! Trzeba go zapytać.
Toteż Maggie niezwłocznie to uczyniła.
Remus podszedł do brzegu jeziora. Obserwował macki kałamarnicy, wciągające pod wodę przerażonego kaczora*. Kałamarnica chciała się tylko bawić, a biedne ptaszysko umierało już pewnie na zawał serca.
- Lupin! Pytałam o coś!
- Słyszałem, ale nie interesuje mnie temat Evans, więc nie wiem, gdzie ona jest.
Przez chwilę patrzył jeszcze na migotliwą taflę jeziora, kiedy uparte brązowe oczy przyciągnęły jego spojrzenie.
- Nie lubisz jej.
Nie odpowiedział, uznał że stwierdzenie tego nie potrzebuje. I rzeczywiście, nie potrzebowało. Maggie nie potrzebowała współrozmówcy, sama sobie wystarczała w zupełności. Nie potrzebowała też słuchacza, wobec czego Remus miał już zamiar odejść, kiedy dostrzegł mackę kałamarnicy, obejmującą łydkę Maggie. Dziewczyna stała tuż nad wodą, wystarczyło jedno szarpnięcie, by wpadła do jeziora.
- Kaczor zdechł - oznajmił Lupin, przerywając monolog Maggie.
- Co?
Remus wskazał na ciało ptaka, unoszące się na powierzchni wody.
- Kaczor zdechł, a kałamarnica znalazła sobie nową zabawkę. Właśnie oplata twoją nogę.
Dziewczyna spojrzała w dół i wrzasnęła przerażona. Remus również się przestraszył. Jeśli ta dziewczyna zaraz zacznie skakać, wpadnie do wody. Jeśli wpadnie do wody, będzie musiał się za nią rzucić i ją uratować - bądź co bądź, był Gryfonem, a to zobowiązuje. A wody Remus Lupin za bardzo nie lubił, zwłaszcza zimnej, zwłaszcza w pobliżu kałamarnicy. Dlatego po krótkiej analizie, chwycił Maggie za rękę, strzelił w oślizgłą mackę fioletowym promieniem i odciągnął dziewczynę na bezpieczną odległość.
Wyrzuceni siłą impetu, upadli na trawę.
Remus szybko zmienił pozycję na siedzącą, jednak Maggie leżała z uśmiechem wpatrzona w niebo.
- Spójrz, jakie tutaj jest niebieskie! - krzyknęła zaskoczona.
Remus uniósł głowę. Rzeczywiście, niebo nad nimi było niebieskie, niby malowane akwarelą. Położył się obok Maggie. Leżeli tak milcząc, porażeni błękitem nieba tego ostatniego wieczoru.

Kto wie, czy nie leżeliby tak do rana, gdyby Lily Evans nie zauważyła czarnej czupryny przyjaciółki, rzucającej się w oczy w okolicy jeziora. Pociągnęła Jamesa za rękę i razem poszli w jej stronę. Kiedy Lily zauważyła, kto leży koło Maggie, natychmiast pożałowała swojej decyzji.
- Remus? - James również to zauważył. - I Gray? Tutaj?
- Móglbyś nie zadawać głupich pytań? - syknęła Lily, odgarniając grzywkę. - Powiedz im, że już późno.
- A dlaczego ja?
- James!
- No dobra, dobra...
Wracała do zamku w pewnej odległości za tamtą trójką. Jednym z powodów, dla których unikała Jamesa tak długo, był Remus Lupin. Nie znosili się. Czasem umieli się porozumieć, ale na ogół odzywali się do siebie sarkastycznymi uwagami. Lily bała się również jego oczu - zdawały się co prawda ukrywać jakąś tajemnicę, ale jednocześnie świdrowały ją na wylot.
Lily westchnęła. Jak dobrze, że nie zobaczy tego dziwaka przez dwa miesiące.
Z oddali dobiegł chlupot. Lily, James, Maggie i Remus odwrócili się, by zobaczyć, jak wielka kałamarnica podrzuca radośnie ciało kaczora. Na ten widok nie można było się nie uśmiechnąć.



* skojarzenia jak najbardziej słuszne.


Ostatnio zmieniony przez yadire dnia Nie 8:59, 08 Kwi 2007, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Sob 21:39, 07 Kwi 2007    Temat postu:

Haha, lubię kałamarnicę. Kałamarnica jest słodka (dlaczego widzę ją z wielką kokardą na głowie? Merlinku, wariuję!)
No i ta nienawiść Lily i Remusa - ja widzę to w ten sam sposób. W moim antykanonie ta para po prostu nie może się lubić i już. A ty świetnie tę relację oddałaś.

A właśnie, to Evans ma w końcu na imię Lilly, czy Lily? Używasz dwóch form, a przecie tylko ta z jednym L jest prawidłowa.

Swoją drogą twoją Maggie też polubiłam. Ciekawe, czy by się dogadała z moim Danem O'Neilem he he...

Złapałam jeszcze jeden błąd stylistyczny.
Cytat:
Tego, że ją pozwoliła Maggie obciąć sobie włosy

To się absolutnie kupy nie trzyma.

Oprócz tego aprobuję, i to jaaak! A ten Remus planujący włóczęgę, lekko ironiczny, no, jak najbardziej mojszy.
Mrru Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Trilby
świtezianka



Dołączył: 06 Lis 2005
Posty: 1521
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: miasto z piaskowca

PostWysłany: Nie 1:28, 08 Kwi 2007    Temat postu:

Bomba! Ja jestem jednak tradycjonalistką potterową, i żeby skraść moje serce należy napisać fika o potterowni. A jak jest taki fajny, to już w ogóle Wink

Poza tym mam wiadomą/niezbyt niespodziewaną słabość do Lunatyka, no i tak jak Hekate to zauważyła - awersja Lily do Rema jest wspaniała.

I na domiar złego, mam również niezwykłą słabość kałamarnic, szczególnie gigantycznych... Ech. Starość nie radość (stetryczały też było cudowne xD)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Nie 12:53, 08 Kwi 2007    Temat postu:

Mi kałamarnica kojarzy się z tą z komiksu "Wyspa Tutli-Putli" czy jakoś tak. Taka fioletowa, w różowych połyskujących rekawiczkach.
Ekhm... nie obczaiłam tego stetryczenia. Do czego to sie odnosiło, do Remusa? Kałamarnicy? XD
A kałamarnica jest super. A szczególnie fragmenty z kaczorem- wszystkie Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:38, 08 Kwi 2007    Temat postu:

Kaczor!
<umiera>
Przepraszam, mam za dużo skojarzeń Razz
Jak ostatnio uciekam od wszystkich opowiadań z młodości Huncwotów, to to bardzo mi do gustu przypadło. I Maggie taka normalna, i Lily, której się nie lubi (bo nie! o! dobrze jej, że źle wygląda w krótkich włosach, o!).
I ogólnie sytuacja cudna. Kalamarnica!

Kaczor! Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kira
kryształkowa dama



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3486
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z <lol>andii ;)

PostWysłany: Nie 19:02, 08 Kwi 2007    Temat postu:

No, jakby to powiedział typowy Amerykanin, congrats Wink Razem z Hekate chyba zaczynacie mnie przekonywać do antypatii Remusowo - Lilowej. A za kaczora należą Ci się brawa, Direk!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
yadire
gryfonka niepokorna



Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 1892
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Nie 20:02, 08 Kwi 2007    Temat postu:

Dzień czwarty
Prompt: czwarty [klik raz i klik dwa]
Prompt: trzeci klik - niebo błękitne nad nami.
Fandom: poterrolandia.
Występują: Remus Lupin, Maggie Gray, Syriusz Black i inni w większej ilości, ale mniejszym znaczeniu
Spoilery: nie.
Słów: 1 137
Tym razem to jest gorzkie. Nie wiem czemu tak wyszło, skoro Wielkanoc, ale to chyba przez ten prompt, który sam w sobie jest gorzki. I dosłownie też proszę go nie brać, tak bardzo metaforycznie raczej. Bardzo bardzo.
Heh, i to nie jest slash : )



Tytuł: Początek

Maggie siedziała w pustym przedziale. Nie miała przy sobie kufra ani nawet plecaka. Wyszła z przedziału, w którym Lily, James i Syriusz świetnie się bawili, mało przejmując się otaczającym ich światem, a już zwłaszcza towarzyszami podróży. Świadomość opuszczenia Hogwartu dotarła do nich już kilka wieczorów wcześniej, teraz do szczęścia wystarczyła im wizja jasnej przyszłości, jaka rysowała się przed całą trójką. James i Syriusz będą aurorami, Lily dostała się na uczelnię magomedyczną, o czym od dawna marzyła. Ich przyszłość rzeczywiście mogła rysować się tylko w jasnych barwach.
Maggie była pełna obaw, że jej życie nie potoczy się prostą ścieżką. Przede wszystkim, sama nie wiedziała, co chciałaby właściwie robić. Przez ostatnie lata żyła w otoczeniu przyjaciół, w bezpiecznym zamku, pod opieką dorosłych ludzi. Jak teraz, w kilka dni, sama miała stać się dorosła? Wydawało jej się to niemożliwe.
- Można?
Dopiero teraz zauważyła Remusa, stojącego w drzwiach.
- Jeśli musisz - wzruszyła ramionami. - Ciebie też wykurzyli?
Twarz Remusa przybrała dziwny wyraz, wyglądał na zdenerwowanego. Maggie uśmiechnęła się ze zrozumieniem, obecność Lily mogła działać na niego toksycznie.
Krajobraz za oknem zmieniał się powoli. Z gór otaczających Hogsmeade wjechali w las. Teraz pociąg mknął przez pola, pokryte zieloną jeszcze pszenicą. Niebo przybrało ciemno granatowy kolor.
- Słychać grzmoty.
Maggie nie dziwiła się już wyostrzonym zmysłom Remusa. Uznała, że widocznie niektórzy rodzą się z taką wrażliwością i wolała nie zgłębiać tego tematu.
- Nadchodzi burza - mruknęła dziewczyna, przyglądając się towarzyszowi. Remus patrzył na niebo, a na jego czole rysowała się pionowa zmarszczka, wyglądał na zaniepokojonego. - Remus, chyba się jej nie boisz? - zapytała z niedowierzaniem.
Chłopak parsknął, lecz nie odwrócił wzroku od nieba.
- Tej nie.
Zapanowała cisza. Maggie czekała, aż on coś powie, jednak żadne wyjaśnienie nie padło, więc musiała zapytać.
W odpowiedzi chłopak wyciągnął z kieszeni jakąś gazetę.
- Wzmianka, na dziewiątej stronie - powiedział, podając jej papier.
Maggie przebiegła kilka wersów wzrokiem. Pełne niedowierzania oczy podniosła na chłopaka.
- Myślisz, że kilku zaginionych mugoli i jeden czarodziej mogą być niebezpieczni?
Remus pokręcił przecząco głową.
- W zeszłym roku krążyły po Walii opowieści o niejakim Voldemorcie, który, delikatnie mówiąc, nie prz... - zaczął, ale Maggie mu przerwała.
- Ty chyba nie wierzysz w te bzdury! To plotki, historyjki wymyślone przez jakieś znudzone babcie!
Dziewczyna zaczęła monologować. Remus uśmiechnął się z przekąsem - znał już tę dość interesującą cechę jej osobowości. Jednak szybko spoważniał.
Maggie przerwała.
- Wierzysz... - szepnęła po długiej chwili ciszy.
Ton jej głosu i dziwny blask oczu potwierdziły domysły chłopaka. Maggie też słyszała te opowieści i wierzyła w nie, tak jak on. Tylko ona wciąż bała się o tym myśleć. Miała nadzieję, że jeśli zapomni, problem zniknie. Remus dobrze wiedział, co Maggie czuła, sam też przez to przechodził. Tyko on bardzo szybko pozbył się złudzeń.
Nagle drzwi ponownie się rozsunęły i do przedziału wpadł Syriusz. Zatrzymał się na chwilę, obiegł wzrokiem całe pomieszczenie, rzucił okiem za okno, w końcu usiadł obok Maggie.
Już otwierał usta, zapewne by powiedzieć coś o Lily, kiedy dostrzegł gazetę. Nie odezwał się.
Maggie patrzyła niepewnie na obu. Remus nadal był spokojny, nad wyraz opanowany. Oparł głowę o wytarte siedzenie i czekał. Kiedy Maggie spojrzała na Syriusza domyśliła się, że Remus czekał na wybuch. Sądząc po wyrazie twarzy Blacka, nie dzieliło ich od tego wiele czasu.
Nie myliła się.
- Lupin, znów zaczynasz? - Black wydawał się spokojny, lecz były to tylko pozory. Jego oczy rzucały niebezpieczne iskry.
Remus tylko wzruszył ramionami.
- Za dobrze ci?! Kończymy szkołę, życie się zaczyna, a ty szukasz problemów na siłę!
Wyrwał Maggie gazetę i wstał. Właściwie - wystrzelił z miejsca, wyglądał niczym bóg wojny, który przypadkiem zstąpił na ten ziemski padół. Remus też wstał, twarz miał spokojną, ale Maggie zauważyła, że zacisnął pięści.
Syriusz rzucał ostre słowa, według dziewczyny - zbyt ostre, ale Remus nie zareagował. Czekał, aż Black się uspokoi. Jednak kiedy ten wspomniał o jakimś Greybacku, w Remusa coś wstąpiło. Chwycił Blacka za kołnierz i z impetem wcisnął w zamknięte drzwi.
- Przestańcie! - krzyknęła Maggie, skulona z przerażenia na swoim miejscu pod oknem.
Nigdy dotąd nie widziała Remusa Lupina w takim stanie. Nigdy nawet nie widziała go zdenerwowanego, a teraz...
Zwolnił uścisk. Podziałał na niego nie tylko krzyk Maggie, ale też czarne oczy Syriusza. Chłopak się przestraszył. Remus zamknął oczy, skulił się w sobie. Opuścił bezradnie dłonie i osunął się na siedzenie.
Syriusz nie wyszedł.
- Zobaczymy za kilka miesięcy, kto ma rację - powiedział spokojnie, próbując się uśmiechnąć. - I zobaczysz, że to będę ja!
- Nawet nie wiesz, jakbym tego chciał.
Maggie poczuła się niepotrzebna. Do tej pory była pewna, że cała ta trójka, Huncwoci - Petera nigdy do nich nie zaliczała - że wszyscy oni są jak bracia. We wszystkim zgodni, jednomyślni. Staną obok siebie w najtrudniejszych momentach.
- Ja... Ja muszę... - powiedziała cicho i wyszła odprowadzana wzrokiem Syriusza. Remus nie podnosił głowy.
Stanęła przy oknie i otworzyła je na całą szerokość. Chłodny wiatr owiał jej rozpalone policzki i spocone czoło. Zamknęła oczy, wspominając słowa Remusa.
Lord Voldemort... Tak, też słyszała to imię. Już od dawna powtarzała je matka, korespondentka "Proroka". To przez niego straciła tą pracę, jej też nikt nie wierzył. Maggie wierzyła matce i Remusowi. Wierzyła w doniesienia o Lordzie Voldemorcie i, co gorsza, obawiała się, że cały świat też im w końcu uwierzy. I ten jeden, jedyny raz wolałaby, żeby było inaczej.
Wracając do przedziału, zderzyła się z Syriuszem. Nie wymienili ani słowa, każde poszło w swoją stronę jakby się nie znali. Remus siedział już koło okna. Nie spojrzał na nią.
- Wierzę. Wiesz, jak wszystko się zmieni?
Remus tylko skinął głową.
Musiała spytać o coś jeszcze. Wiedziała, że nie powinna, wiedziała też, nie będzie mogła o tym szczególe zapomnieć.
- Kim jest ten Greyback?
Twarz chłopaka nie zmieniła się. Cały czas patrzył w okno, nieodgadnionym spojrzeniem obserwując niebo.
- Nikim.


*

Miesiąc później, na zaręczynach Lily i Jamesa, Remus Lupin - zaproszony wbrew dąsom Lily - rozglądał się za znajomą burzą czarnych loków. Maggie jednak nie było.
Podczas przyjęcia Syriusz odciągnął Remusa na bok.
- Stary, przepraszam - wyznał ze skruchą.
- Za co?
- Wtedy, w pociągu... Ty - Syriusz podniósł na niego przestraszone czarne oczy - ty miałeś rację.
Lupin skinął głową. Nawet nie miał ochoty z niego drwić. Doniesienia o tajemniczym ruchu stawały się coraz głośniejsze. Nazywali siebie śmierciożercami, a ich przywódca - niejaki Lord Voldemort - propagował hasła czystości krwi.
- Mugole też mieli kogoś takiego - powiedział Remus, obserwując Lily i Jamesa wywijających w tańcu. - W czasie drugiej wojny światowej. Adolfa Hitlera.
Syriusz pokiwał głową.
- Słyszałem, kiedy ojciec o nim wspominał. - Jego oczy zaszły mgłą, Syriusz przeniósł się myślami w miejsce, które już dawno wykluczył ze swojej pamięci. - "Mugol, a jakie ciekawe rzeczy głosił..." Ojcu bardzo to imponowało. Wiesz, czystość krwi i takie tam.
Obserwowali swoich przyjaciół, uśmiechniętych, tańczących, pełnych życia.
- Wyobrażasz sobie, jak to się zmieni? - zapytał Remus.
Syriuszowi wrócił dobry humor.
- Zmieni? - Uśmiechnął się. - Remus, walka ze złem, nasze przyszłe zwycięstwa...
- I porażki.
- Przestań! Wreszcie coś się będzie działo! Coś, w czym my wszyscy weźmiemy udział!
Syriusz roześmiał się, poklepał przyjaciela po ramieniu i ruszył w wir zabawy.
- Właśnie, wszyscy. Ciekawe ilu z nas dożyje końca?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Nie 20:12, 08 Kwi 2007    Temat postu:

A to, Dirusiu ty nasza, znakomite jest!

Faktycznie gorzkie, no patrz, a ja dzisiaj też gorzkie potterowanie wrzuciłam, chociaż trochę innego typu ta gorzkość.

Wiesz, ostatnio mnie bardzo interesują te kwestie, wręcz porażają. Jak to człowiek gubi się w historii, nie może nadążyć, coś go mija, a coś osacza. Opowiadanie zmusza do zastanowienia, przecież ci ludzie, których dopadł rok 39, musieli myśleć podobnie. A wojna, jeżeli w ogóle jakaś wojna, bo przecież dyplomacja!... cywilizacja!... miała trwać no, do Bożego Narodzenia...

Zastrzeliłaś mnie na amen tym tekstem. Gratulacje.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
yadire
gryfonka niepokorna



Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 1892
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Pon 12:53, 09 Kwi 2007    Temat postu:

Dzień piąty

Bo kto to widział, by pułapka goniła mysz?

Fandom: lost z domieszką "Zielonej mili" Kinga, pottera i filmów o piratach.
Występują: Charlie, Forrest, Delacroix, Strażnik, Tiara Przydziału, Kate, Sawyer, Sayid, Claire, statek piracki oraz bezimienny tłumek na plaży.
Spoilery: nie.
Słów: 581
hehe. miłego czytania.



- Ja widziałem!
- Co ty pierdzielisz? Chyba jak byłeś na haju.
- Nie, no na serio! Dlaczego wy mi nigdy nie wierzycie?

Charlie stał pośrodku pustego pokoju. Słyszał, że gdzieś na zewnątrz ćwierkają ptaki, ale nic nie widział. Wszystkie cztery ściany pozbawione były jakiegokolwiek otworu.
Nagle na podłodze tuż u jego u stóp zatrzymała się mała myszka i spojrzała na niego czarnymi węglikami oczu.
- Hej mała! - Charlie uśmiechnął się i kucnął.
Zwierzak uciekł. Wtedy Charlie zauważył, że jedna ze ścian zmieniła się. Teraz od świata oddzielały go grube metalowe pręty. Mężczyzna podszedł do nich niepewnie i objął dwa. Były jak najbardziej prawdziwe, cholernie zimne, grube i z całą pewnością ciężkie.
Usłyszał tupot małych stópek. Mysz biegła korytarzem wykładanym dębowym deskami. A za nią podążała drewniana pułapka, szczękając niemiłosiernie śmiercionośnym, metalowym kleszczem.
A po drugiej stronie korytarza, na wprost Charliego, jakiś mężczyzna krzyczał z francuskim akcentem:
- Biegnij, Forrest! Biegnij!


- I nazywała się Forrest, tak? Ta mała mysz?
- A ten mężczyzna to może Delacroix, co?
- Skąd wiecie?

- Dobra, Delacroix , teraz pora na ciebie.
Strażnik więzienny podszedł do krat i otworzył drzwi. Podał mężczyźnie jakiś worek i kazał mu iść prosto. Charlie wyciągnął głowę, by zobaczyć, ku czemu Delacroix miał podążać, jednak końca korytarza nie było widać.
- A ty się szykuj, muzyk, będziesz następny!
Charlie przełknął głośno ślinę. Zanim zdążył o coś zapytać, strażnik odszedł.
- Hej, ale dokąd?! Ludzie, ja nic nie zrobiłem!
Nie wiedział ile minęło czasu, może to było kilka dni, a może tylko kilka minut, czas stracił tu swoje znaczenie. W końcu i u jego krat pojawił się strażnik.
- Idziemy, muzyk!
- Ale dokąd?
Strażnik nie odpowiedział, tylko otworzył drzwi i czekał. Charlie też czekał. Był ciekawe, kiedy tamten straci cierpliwość. Jednak czas ponownie gdzieś odpłynął, ptaki za ścianą świergotały, a jedyną drogą na wolność były te drzwi. Charlie się poddał.
Podał Charliemu worek i kazał iść na koniec korytarza. Tam miał założyć czarną szatę z worka i czekać na swoją kolej.
W końcu dotarł - do małego stołka o trzech nogach. Rozejrzał się, ale był sam. Usiadł na stołku niepewnie. Nagle poczuł, jak na jego głowie ląduje czapka i usłyszał skrzeczący głos.
- Hm... Hm... Wyspa! Następny!


- Gadająca czapka? A mówiłeś, że już nie bierzesz.
- Bo nie biorę! Skończyłem z tym gównem!
- ...
- Nie wierzycie mi?
Nie wierzyli. Charlie odszedł od grupy siedzącej przy ognisku i stanął na skalnym urwisku. Spojrzał na morze, oświetlone ostatnimi promieniami zachodzącego słońca.
Nagle dostrzegł potężny statek, rodem z epoki kolonialnej. Przetarł oczy ze zdumienia, jednak statek nie zniknął. Co więcej, zdawał się zbliżać do brzegu. Zatrzymał się kilkadziesiąt metrów od linii brzegu. Charlie dostrzegł piracką banderę i ludzi krzątających się na pokładzie.
Już miał zawołać resztę, kiedy przypomniał sobie zajście sprzed kilku chwil. I tak mu nie uwierzą. Wzruszył wiec ramionami i wskoczył do wody. Niech będzie, jest cholernym egoistą. Sawyerowi tego za złe nie mają.

Kilka godzin później Claire podeszła do Kate, nadal siedzącej przy ognisku.
- Nie widziałaś gdzieś Charliego?
- Eee... Nie wiem, gdzieś tu był. Chyba poszedł na plażę.
Nagle usłyszały czyjś krzyk. Podbiegły na brzeg skarpy, nieświadome, że to tam Charlie pożegnał się z wyspą.
Stało tam już kilka osób, między innymi Sayid Jarrah.
- Co to jest? - zapytał jakiś mężczyzna, wskazując jakiś cień na wodzie.
- Mi to wygląda na statek...
- To jest statek. Osiemnastowieczny bryg - mruknął Sayid. - Tak mi się wydaje, w świetle księżyca słabo widać.
Jednak mieszkańcy wyspy nigdy się nie dowiedzieli, że podejrzenia Sayida były słuszne, gdyż dziwne zjawisko po prostu rozpłynęło się w powietrzu.
A Claire już Charliego nie znalazła. Nigdy.


Ostatnio zmieniony przez yadire dnia Pon 18:59, 09 Kwi 2007, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Klub Pojedynków Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 4 z 8

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin