Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fikaton: yadire
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Klub Pojedynków
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kira
kryształkowa dama



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3486
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z <lol>andii ;)

PostWysłany: Pon 18:17, 02 Lip 2007    Temat postu:

I mnie się podobało, chociaż wyłapałam kilka literóweczek. Totalnie aurorsko - czujno - szalony Moody wszystko jednak wynagradza. Stała czujność! I o to chodzi Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Pon 19:29, 02 Lip 2007    Temat postu:

Ano jakbym z kimkolwiek miała pisać fanfika w duecie, to tylko z Dirusią Smile Bo twojszą potterolandię jestem w stanie jak najbardziej przyjąć.
Przepiękny Syriusz, chociaż tylko kilka kresek, kilka rysów - a mimo to wiadomo kto zacz.
Scenka krótka, ale prężna.
Się podobało! Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ceres
kostucha absyntowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 4465
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z dzikich i nieokiełznanych rubieży Unii Europejskiej

PostWysłany: Pon 21:17, 02 Lip 2007    Temat postu:

Ależ ty musisz lubić Moody'ego, Dire. Muszę się zgodzić z Aurorą, że jest interesujący, i powtórzyć, że cieszę się, że ktoś się nim wreszcie zajął.

A najbardziej mi się podobało, jak Jim się postawił. Nawet, jeśli go nie lubię.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
yadire
gryfonka niepokorna



Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 1892
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Pon 21:27, 02 Lip 2007    Temat postu:

Lubię Moody'ego. Ma dużo plam w biografii.
Tymczasem - fikatonu ciągl dalszy.

Dzień drugi.
Prompt: Moim zdaniem seks to jedna z najpiękniejszych, najbardziej naturalnych, najzdrowszych rzeczy, jakie można kupić za pieniądze. — Tom Clancy
Fandom: LOST
Występują: Sawyer, Sayid, Jack, Kate, Claire, Charlie, Desmond, Aaron... i Bezimienny Rozbitek
Spojlery: nie wydaje mi się.
Słów: 1 250

Moralność Jacka, czyli głodnemu chleb na myśli?

- Słuchaj, Sawyer, mam genialny pomysł!
Sawyer podniósł leniwie jedną powiekę i obrzucił lekceważącym spojrzeniem chłopaka w kolorowej, hawajskiej koszuli i krótkich spodenkach.
- Dasz mi swojego rolexa?
Chłopak zmrużył powieki, wyraźnie nie rozumiejąc, o czym on mówi. Nagle świadomość ta dotarła do niego z całą mocą i odruchowo cofnął prawą rękę za plecy.
- Skoro nie, to nic bardziej genialnego nie mogłeś wymyślić. - Sawyer wyciągnął się na swoim leżaku, pragnąc ponownie oddać się słodkiemu nic-nie-robieniu. - Żegnam.
Chłopak najwyrażniej niezrażony usiadł obok niego na piasku, z zapałem opowiadając o swoim życiu w Las Vegas.
- Mówię ci, tam na każdym rogu, ba - co drugi budynek zajmowały panienki!
Sawyer zacisnął zęby. Nie dość, że smarkacz zajmuje jego bezcenny czas, który mógłby poświęcić na odpoczynek i mieć z tego więcej korzyści, to jeszcze najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy, że jest tu niemile widziany. Wcale nie pomagał Sawyerowi też fakt, że musi wysłuchiwać wspomnień o cielesnych uciechach młodego teraz, kiedy Kate definitywnie zakończyła ich czysto erotyczny związek.
- Jak chciałeś skorzystać, to tylko myk...
- Słuchaj młody. - Sawyer odwrócił się i utkwił w chłopaku wściekłe spojrzenie. - Zarówno ja, jak i większość ludzi na tej wyspie, żyje w przymusowym celibacie i twoje seksualne ekscesy obchodzą mnie tyle, co - rozejrzał się po plaży, w poszukiwaniu natchnienia - Bin Laden i jego zakład pogrzebowy. - Sayid jak zwykle okazał się niezawodny; tym razem kopał głęboki dół w pobliżu plaż. - Chociaż nie - dodał po zastanowieniu. - On interesuje mnie bardziej.
- Jak nie chcesz sobie zarobić na boku kilku mango, a może nawet papai... - wymruczał młody, odchodząc.
Sawyer obejrzał się za nim. Czyżby usłyszał coś o papajach?
- Ty, zaczekaj!

Sayid Jarrah oparł się o trzonek od łopaty i otarł dłonią spocone czoło, po czym spojrzał z niedowierzaniem na Sawyera.
- Ty sobie żartujesz? - zapytał po chwili długiego milczenia.
- Czy ja wyglądam na kogoś, kto żartuje?
Sayid obrzucił Sawyera uważnym spojrzeniem. Ubrany był - jak na niego - nieco dziwnie. Miał na sobie jasne, krótkie spodenki, hawajską koszulę, czarne okulary i słomkowy kapelusz. Irakijczyk już dawno obiecał sobie, że przestanie go dziwić cokolwiek, co wydarzy się na tej wyspie; mimo to teraz, kiedy Sawyer stał przed nim w swoim wakacyjnym ubranku i bredził coś o interesach, nie mógł się powstrzymać.
- Burdel? Na bezludnej wyspie?
Sawyer zacmokał i machnął dłonią w kierunku zarośli.
- Wiesz, nie tak całkiem bezludnej...
Z krzaków wyskoczył nieznany Sayidowi z imienia chłopak, ubrany podobnie do Sawyera. Z tą różnicą, że na prawej ręce miał złotego rolexa.
- Przeprowadziłem badania rynkowe - zaczął, przeglądając fioletowy notes - i wynika z nich, że około siedemdziesiąt procent populacji rozbitków to mężczyźni. A jak dodać do tego tych z drugiej wyspy - chłopak kreślił coś w swoim notesie - według informacji Sawyera populacja wynosi tam jakieś sześćdziesiąt pięć ... Tak, myślę, że dom schadzek mógłby być całkiem intratnym biznesem.
Sayid spojrzał na podekscytowanego chłopaka, potem na Sawyera, który szczerzył się tym swoim lisim uśmieszkiem. Były żołnierz irackiej armii nie zniósł napięcia - musiał się roześmiać.
- I z czego się cieszysz, Al Dżazira?
- Dobra - sapnął, kiedy był w stanie zaczerpnąć powietrza - zapytam wprost. Braliście coś od Charliego?
Chłopak zdawał się nie rozumieć, ale Sawyer spojrzał na Sayida spode łba.
- Potrzebujemy jeszcze kogoś do rozkręcenia tego interesu. Szlachetny rycerzyk Jacky na to nie pójdzie, Charlie siedzi pod pantoflem mamacity. Locke to zoofil, Barbar nawet nie wie, co to jest seks, a Wietnamczyk nie rozumie nic poza "ryba" i "uciekać". - Sayid poczuł na sobie uważne spojrzenie - Tylko ty nam zostajesz.
Sayid przymknął oczy. Wiedział, że Sawyer tak łatwo nie odpuści, nawet jeśli, czy może - zwłaszcza - jeśli pomysł jest tak głupi. A z drugiej strony... Prawdę mówiąc, Sayid był ciekaw jak to wszystko się skończy. Szkoda byłoby stracić taką rozrywkę.
- Dobra. Co mam robić?

- Kate?
Kate odwróciła się, zbierając mokre włosy do ręki i wyciskając z nich wodę. Utrzymanie higieny na wyspie nie należało do najłatwiejszych, ale przy odrobinie dobrych chęci i znajomościom wśród wydzielających zapasy wszystko było możliwe.
- Słyszałaś plotki?
Claire stała na skale obok i obserwowała, jak Kate wciera we włosy odżywkę.
- Słyszałam wiele plotek - Kate wzruszyła ramionami i odrobina płynu wpadła jej do oka. - Ostatnio taką na przykład, że Jack i Sawyer spędzili ze sobą dwie noce pod rząd. Sami - dodała znaczącym głosem.
- Serio? - Claire przysunęła się bliżej. - O tym nie wiedziałam... - Zamyśliła się na chwilę, po czym najwyraźniej przypomniała sobie, z czym przyszła. - Ale mi o inną chodziło.
Zamilkła, starając się wzbudzić napięcie w słuchaczce. Udało się, Kate spojrzał na nią ponaglającym wzrokiem.
- Ponoć chłopaki otwierają dom rozpusty na pirackim statku pośrodku wyspy - szepnęła konsiracyjnie. - Taki wiesz... z męskim towarem - dodał z rumieńcem.
Kate uniosła brwi zdumiona.
- Wierzysz w to?
Claire przyłożyła palec do ust - właśnie usłyszała kroki gdzieś w pobliżu. Rozejrzały się, jednak nic podejrzanego nie zauważyły.
Kate przysunęła się bliżej.
- Bo wiesz, w środku wyspy rzeczywiście jest statek...

Jack miał różne przezwiska wśród rozbitków. Z wiadomych powodów, największą popularnością cieszył się "doktorek". Jednak od czasy do czasu preferencje te ulegały zmianom, ostatnio na fali był "strażnik cnoty" i "moralność-przede-wszystkim". Oczywiście, twórcą każdej z tych ksywek był Sawyer.
- Burdel na statku?! - powtórzył z niedowierzaniem do stojącego przed nim Charliego.
Ten zasłonił uszy dziecku umieszczonemu w chuście na jego piersi.
- Ciszej, tu jest dziecko.
- Czyj to pomysł?
Charlie wzruszył ramionami, a Aron poruszył się niespokojnie.
- A nie wiem. Wiem tylko, że dziś wielkie otwarcie.
Jack zmełł w ustach przekleństwo, minął Charliego i wyszedł z namiotu. On jeden stara się jakoś ogarnąć chaos panujący wśród rozbitków, a tu ktoś mu pod samym nosem... Skierował się do namiotu Sawyera. Jego podejrzenia okazały się słuszne, był pusty.
Westchnął ciężko i ruszył do dżungli. Ten popieprzony dupek, tylko on mógł coś takiego wymyślić. Tylko on! Tylko jego chory umysł mógł zrodzić tak niedorzeczną myśl, jak dom rozpusty na jego, Jacka, wyspie. I jak znał Sawyera, wprowadził ten pomysł w życie z radością, wiedząc że jemu, Jackowi, on się nie spodoba. Miał cholerną rację.
Zatrzymał się. Nawet nie zauważył, jak szybko dotarł do statku. Przyjrzał mu się podejrzliwie - wyglądał normalnie, Sawyer najwyraźniej starał się nie wzbudzać podejrzeń.
W kim? W dzikach i niedźwiedziach polarnych? - skarcił samego siebie.
Podszedł do drzwi i uchylił je lekko. Otaczała go ciemność. I choć nie raz przestrzegał Kate, żeby nie wchodziła do nieznanego, zaciemnionego pomieszczenia, sam robił dokładnie to samo.
- Sawyer! - krzyknął w ciemną nicość. - Wiem, że tam jesteś!
Usłyszał jakiś szmer i czyjś zduszony głos.
- Świetnie - szepnął do samego siebie. - Trafiłem na klienta.
Zanim zdążył na dobre zastanowić się, kim mógłby być potencjalny klient i kim - co wzbudziło w nim przerażanie - pracownica tego przybytku, usłyszał za plecami głos Desmonda.
- Co ty tu robisz?
Jack odwrócił się powoli, czując, jak na jego policzki wpełza rumieniec. On, Jack, w burdelu. Świetnie, teraz jego opinia poszła się pieprzyć w zarośla.
- Wiesz, ciebie się tu nie spodziewałem... - Desmond zacmokał z przejęciem. - Kto jak kto, ale ty...
Zza pleców Desmonda wyłoniła się Kate, owinięta tylko w prześcieradło. Jack poczuł, że kręci mu się w głowie. Przytrzymał się framugi.
Jednak kiedy jego oczom ukazali się Sawyer i Sayid ubrani w identyczne, hawajskie koszule, białe spodenki, czarne okulary i słomkowe kapelusze - Jack nie wytrzymał psychicznie. Ostatnim, co zapamiętał, był błysk złotego rolexa.

***
- Jack? - głos Kate docierał do niego jakby zza szklanej ściany. - Dobrze się czujesz?
Otworzył oczy. Słyszał szum morza, widział nad sobą błękit nieba i dwie pary oczu - Kate i Desmonda.
- Zemdlałeś na skałach, chyba się przepra... - Desmond nie dokończył, bo Jack usiadł i patrzył przerażony na Sawyera.
Ten był ubrany w olbrzymią, hawajską koszulę.
- Co? - Uśmiechnął się na spojrzenie Jacka. - Ładna, prawda? Znalazłem dziś na plaży, pomyślałem, że kolorki trochę nas ożywią. Skoro nawet kilku papai nie zarobię...


Ostatnio zmieniony przez yadire dnia Śro 21:29, 04 Lip 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 7:48, 03 Lip 2007    Temat postu:

Kwik Very Happy Tęsknię za Lostami, a mi płyty zginęły <wyje> A tak o nie męczyłam Magdę...
Ślicne. Ten Jack, ten Sawyer, ten Sayid <3 Jack-strażnik-moralności.

I ja was zabiję, towarzyszko, za te slashowe insynuacje Razz
Cytat:
- Słyszałaś plotki?
Claire stała na skale obok i obserwowała, jak Kate wciera we włosy odżywkę.
- Słyszałam wiele plotek - Kate wzruszyła ramionami i odrobina płynu wpadła jej do oka. - Ostatnio taką na przykład, że Jack i Sawyer spędzili ze sobą dwie noce pod rząd. Sami - dodała znaczącym głosem.
- Serio? - Claire przysunęła się bliżej. - O tym nie wiedziałam...

Ciekawe, co robili... <uśmieszek>
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Wto 8:46, 03 Lip 2007    Temat postu:

Cytat:
I z czego się cieszysz, Al Dżazira?

Tutaj jeszcze się śmiałam głośno, ale potem moja twarz wyglądała tak: Shocked, a z gardła wydobywało się przytłumione: hyhy,hyhy,hyhy...
Jestem zszokowana, ale szczęśliwa i ubawiona po pachy.
Yadire, po prostu mnie rozwaliłaś Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atra
lunatykująca wampirzyca



Dołączył: 28 Wrz 2005
Posty: 1434
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: komoda

PostWysłany: Wto 10:32, 03 Lip 2007    Temat postu:

Cudo Smile
Lekkie, przyjemne i prześmieszne... Miodzio.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
yadire
gryfonka niepokorna



Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 1892
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Wto 20:49, 03 Lip 2007    Temat postu:

Dzień trzeci.
Prompt: Muzyczny. Niegłupi jest pomysł, żeby włączyć w trakcie czytania.
Fandom: Potterolandia
Występuje: Maggie Gray i jej rodzina (wspomniana)
Ilość słów: 557
Inne: Przepraszam was bardzo, ja chyba za bardzo tę dziewczynę polubiłam.

Pamiątka rodzinna

Album w ciemnozielonym obiciu z brokatu stał na najwyższej półce w pokoju matki, odkąd Maggie pamiętała. Matka przeglądała go rzadko - dziewczyna była pewna, że zdejmowała go stamtąd raz w roku, w dniu urodzin ojca. Jednak nie wiedziała, kiedy ona sama widziała go otwartym. Nie była nawet pewna, czy kiedykolwiek widziała te zdjęcia.
W dniu, kiedy na grobie matki spoczął pierwszy bukiecik stokrotek, wreszcie odważyła się po niego sięgnąć. Być może odwagę dawała jej świadomość, że matka nie wejdzie nagle do pokoju i nie nakryje jej na szperaniu w swoich rzeczach. A może to tęsknota za tą spokojną, idylliczną niemal przeszłością kazała jej sięgnąć na najwyższą półkę?
Uznała, że nie warto roztrząsać teraz tego szczegółu. Że ma teraz inne sprawy na głowie, a na album może poświęcić kilka minut - nie może tego czasu tracić.
Drżącą dłonią odchyliła ozdobną okładkę.

Matka i ojciec
Nie - poprawiła się w duchu. - Zorya i Alastor, przecież wtedy nie byli jeszcze rodzicami.
Jakby kiedykolwiek nimi byli... - pomyślała kwaśno.
Nie była im wdzięczna za stworzenie prawdziwego domu, bo i nie miała za co. Kiedy ta dwójka przebywała ze sobą zbyt długo, atmosfera niebezpiecznie się zagęszczała. Alastor - nie umiała nazywać go ojcem - i matka byli chyba zbyt różni od siebie. Maggie wcześnie się zorientowała, że rozstanie było najlepszym wyjściem.

Alastor z różdżką
To zdjęcie zrobiono znienacka. Zacięta twarz ojca, błysk w oczach i ta różdżka... Wyglądał przerażająco. Maggie nigdy nie poddawała w wątpliwość jego pozycji w aurorskim świecie. W przeciwieństwie do matki, która przy każdej okazji pasję ojca nazywała niezdrowym zboczeniem.
Czasem w ręce dziewczyny wpadała gazeta z nazwiskiem ojca. Poznawała je, jak zresztą cały czarodziejski świat, jednak nie czuła ani dumy, ani złości. Był jej przerażająco obojętny.

Zorya rozmawiająca z rumuńskim ministrem magii
Matka nie miała dla niej zbyt wiele czasu. Kiedy Maggie wracała na wakacje do domu w Londynie, a później do kamienicy w Queensferry, większość czasu spędzała sama. Nie wychodziła na podwórko, mugolskie dzieciaki z sąsiedztwa za nią nie przepadały, a matki nigdy nie było. Wyjazdy, konferencje, przyjęcia...
Z biegiem czasu, kiedy znajomi matki powoli o niej zapominali, a Prorok nie miał dla niej tylu zleceń, ciągła obecność Zoryi zaczęła Maggie denerwować. Wtedy zaczęła rozumieć decyzję Alastora.

Dziewczyna szybko przerzuciła kilka stron. Wspomnienia sprzed lat napływały coraz większą falą, zalewając serce Maggie przejmującym chłodem. Przez lata odizolowana w Hogwarcie, nie zdawała sobie sprawy, jak jej życie wygląda w rzeczywistości. Kiedy teraz ta świadomość wreszcie do niej dotarła, ogarnęło ją przerażające poczucie pustki i osamotnienia.
Zacisnęła pięści. Wstała powoli z postanowieniem - raz na zawsze odciąć się od przeszłości. Zapomnieć, nie wracać.
Kupca na mieszkanie już znalazła, meble tutaj zostawi, a rodzinne pamiątki...
Prychnęła z goryczą.
Rodzinne pamiątki? Nigdy nie miałaś rodziny, więc co mogłoby ci o niej przypominać?
Jej wzrok padł na zdjęcie, które wysunęło się spomiędzy kart albumu. Pewnie matka zapomniała je umocować.

Alastor i Zorya uśmiechający się do leżącej w łóżeczku Maggie.

Po policzku Maggie stoczyła się samotna łza. Starła ją wierzchem dłoni, po czym chwyciła album i wrzuciła go do ognia palącego się w kominku.


Ostatnio zmieniony przez yadire dnia Wto 23:04, 03 Lip 2007, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:59, 03 Lip 2007    Temat postu:

Uoch, melancholijnie. Rozumiem.
Ciężko mi coś powiedzieć. Jestem w chwili obecnej podłamana psychicznie i czuję tę złość Maggie w sobie.

Maggie nie ma racji. To była rodzina, byli rodziną. Dzięki niej. Moim zdaniem na to wskazuje to zdjęcie.

Ten tekst mnie boli, strasznie mnie boli. Empatuję (słowotwórstwo?!) z Maggie, jestem strasznie rozchwiana i ciężko mi powiedzieć coś o samym tekście. Jak dla mnie, dobrze napisany, płynnie się czyta i nie umiem nie-emocjonalnie skomentować.

Jestem za.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Śro 8:43, 04 Lip 2007    Temat postu:

Dire... czekaj... czy ja dobrze rozumiem, czy ty właśnie... wyswatałaś mi Alastora?! Shocked
Daj mi pięć mnut na ochłonięcie, bo cię zjem Wink

Jestem. Już. Czytam dalej.
Ojej. Znowu smutnie.
Zgadzam się z tym "empatowaniem" Aurory. I jestem wściekła na Alastora, prawie go nienawidzę. Do tej pory widziałam go inaczej, ale ten obraz jest jak najbardziej uzaadniony.
Świetnie jest zrobiony podział na zdjęcia. Lubię takie sztuczki.
A pod koniec mi świeczki stanęły w oczach.
I tyle.
No.
Bardzo mi się podoba.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Śro 13:09, 04 Lip 2007    Temat postu:

Ja też bardzo polubiłam Maggie. Z każdym opowiadaniem coraz bliższa! Straszna ta przeszłość rodzinna, ta pustka, chyba nie umiem sobie tego nawet wyobrazić.
I całe szczęście nie muszę...

Ciekawe, ludzkie i bardzo... niestety... prawdopodobne. Psychologicznie. Jak dużo jest rodzin, które mijają się w korytarzu!
Ech Sad
Powrót do góry
Zobacz profil autora
yadire
gryfonka niepokorna



Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 1892
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Śro 20:02, 04 Lip 2007    Temat postu:

Dzień czwarty.
Prompt: [link widoczny dla zalogowanych]
Fandom: Joan z Arkadii (chyba już tradycyjnie)
Występują: Joan, On jako Przystojniak, Matka, Adam (chłopak/przyjaciel artysta) i plejada postaci trzecioplanowych.
Słów: 621
Inne: Taki mały skrót zaserwuję, co byście wiedzieli, czym to zjeść. Joan to nastolatka, taka całkiem zwykła, posiadająca matkę artystkę, ojca policjanta, brata inwalidę, przyjaciółkę Żydówkę outsiderkę i przyjaciela/chłopaka artystę. Poza tym dziewczyna ma wizje (znaczy - widuje Go pod różnymi postaciami), których początkowo nie traktuje poważnie; mimo to zmieniają one życie całej jej rodziny i przyjaciół. Przełomem jest koniec pierwszej serii, kiedy u Joan wykryto zapalenie opon mógowych bodajże. Odkryto też jej wizje, dziewczyna trafiła do zakładu dla chorych psychicznie. Po powrocie (II seria)
wizje jednak pojawiają się znów, a Jo wreszcie zaczyna wierzyć, może nie tak czysto po katolicku, ale w coś tam jednak wierzy. Na końcu drugiej serii poznaje swoją misję - ma stoczyć walkę z szatanem, który też jej się ukazuje. I jeszcze ją podrywa, jakby tego było mało (przystojniak z niego, nawiasem mówiąc). Jednak następna seria nie powstała. Tu właściwie już napisałam więcej niż powinniście wiedzieć, by zrozumieć to niżej, ale serial był naprawdę dobry.


Opowiedzialność

Odczuwam wyłącznie głęboki smutek widząc, jak Bóg karze swoje dzieci za ich niezliczone głupstwa, za które tylko On sam jest ostatecznie odpowiedzialny; uważam, że tylko Jego nieistnienie mogłoby Go usprawiedliwić.
[Albert Einstein]

Ulicę rozjaśniały światła samochodowych reflektorów. Okna pobliskich domów mieniły czerwonym blaskiem od policyjnych kogutów. Zza zakrętu wyłoniła się pędząca na sygnale karetka pogotowia. Kiedy pojazd zatrzymał się przy rozbitym samochodzie, tłum gapiów zafalował i rozstąpił się.
Kiedy ratownicy w białych strojach pochylali się nad nieprzytomnym chłopakiem, leżącym na chodniku, dziewczyna stojąca w pobliżu zachwiała się niebezpiecznie. Ktoś chwycił ją i posadził na trawie.
- Joan...
Głos był spokojny i opanowany. Joan go poznała.
- Cicho bądź, proszę - szepnęła zbolałym głosem.
Chłopak pochylił głowę i zamilkł. W ciszy słyszeli krzyki członków brygady ratunkowej, głosy policjantów i sygnał odjeżdżającej karetki. Kiedy ten ostatni dźwięk się oddalił, Joan podniosła głowę. W jej oczach odbijały się światła policyjnych samochodów.
- Wiedziałeś, że to się stanie, prawda? - odezwała się Joan.
Chłopak siedzący obok skinął głową.
- Dlaczego nie zdążyłam? - Głos Joan był zachrypnięty. - Powiedz mi, co zrobiłam źle tym razem?
Chłopak milczał.
- Powiedz mi!
Spojrzał na nią. Joan po raz pierwszy zobaczyła smutek w jego oczach.
- Tym razem to nie ty popełniłaś błąd.
Joan spojrzała na niego z niemym przerażeniem. Otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć: krzyknąć, że go nienawidzi, zapytać po co stwarzał zło, skoro sam nad nim nie panuje. Głos odmówił jej posłuszeństwa, w kącikach oczu zebrały się łzy.
- Twoja wina... - szepnęła tylko, po czym skryła twarz w dłoniach.
Chłopak wstał i wyciągnął do niej rękę.
- Chodź ze mną.
Podniosła głowę i spojrzała na wyciągniętą dłoń.
- Chodź, coś ci pokażę.
Chciała tu siedzieć, zostać, czekać. Na wiadomość o tym, że Adam żyje. Albo chociaż na przebudzenie - z nadzieją, że to tylko koszmarny sen, że naprawdę żaden samochód wjechał na chodnik, a jej chłopak leży teraz w swoim łóżku - nie w szpitalu.
Ujęła wyciągniętą dłoń i wstała. Nie umiała nie posłuchać.


- Gdzie my jesteśmy?
Siedziała na kamiennej krawędzi, jej nogi zwisały w przestrzeni. W dole widziała ludzi, jak mrówki wydeptujących ścieżki w piasku. Nagle wszystko zawirowało, ruch na dole przyspieszył, wyraźnie w przeciwnym kierunku.
- Zło musi istnieć, żeby mogło istnieć dobro.
Jego głos. Rozejrzała się, była sama.
- Patrz.
Joan dostrzgła dwie bliźniacze wieże i uderzające w nie samoloty. Ludzi uciekających w panice i pogrążonych w żalu. Wszystko znów zawirowało. Kiedy Joan była w stanie ponownie coś dostrzec, poznała rasistowskie manifestacje. Naloty z czasów wojny w Wietnamie. Ludzi uciekających przed bombami w Nagasaki. Dwie wojny światowe.
Joan odwróciła wzrok. Siedział już obok niej i spokojnie patrzył na kalejdoskop obrazów poniżej.
- Jesteś nieudacznikiem - powiedziała Joan, zanim zdążyła ugryźć się w język.
Uśmiechnął się.
Obrazy w dole zatrzymały się.
- Wiesz, wielu tak mówi. A mało kto chciałby się ze mną zamienić... - Joan wydawało się, że słyszy w jego głosie nutki goryczy.
- Dziwisz się? To nie taka łatwa robota.
- Wiem coś o tym - odparł spokojnie.
Joan spuściła wzrok. Dostrzegła w dole twarz Adama.
- Boże - szepnęła.
- Tak, jestem.
Joan uśmiechnęła się blado.
- Żyje? - zapytała cicho.
Chłopak skinął głową.
- Będzie żył?
- Podchwytliwe pytanie. - Joan spojrzała na niego z przerażaniem. - Ale będzie, spokojnie.
- To dobrze.
Twarz Adama rozmyła się. Zastąpił je granat nieba.
- Coś mi chciałeś pokazać?
Chłopak wzruszył ramionami.
- Chciałem tylko, żebyś zobaczyła świat z mojej perspektywy. I wyobraziła sobie, że jestem tu sam - dodał po chwili.
Joan zmarszczyła brwi i spojrzała na niego uważnie. On tylko się uśmiechnął.
- Ale chyba jeszcze na to za wcześnie. - Machnął dłonią. - Chyba lepiej będzie, jak już wrócisz.


- Jo?
Poczuła, że siedzi na mokrej trawie, z twarzą ukrytą w dłoniach. Ktoś usiadł obok i przytulił ją. Znajomy zapach cytrusowych perfum.
- Lekarz powiedział, że nic mu nie będzie. Chodźmy do domu.
- Mamo...
- Tak?
Joan spojrzała na granatowe niebo usiane gwiazdami.
- Chodźmy do domu - szepnęła, nie dostrzegając zdziwionego wzroku kobiety.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Czw 18:51, 05 Lip 2007    Temat postu:

Przeczytałam Lostownie i mnie ómarła Smile
Burdel, ja chrzanię, na to bym nie wpadła!

(Hekate się rozmarzyła, mruuu....)

Czudne i urocze!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:54, 05 Lip 2007    Temat postu:

A ja komentuję prompt 4.
Ładnie, ładnie, melancholijnie... I On jest sam. Fakt.
Podoba mi się, rusza za serce.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Pią 9:06, 06 Lip 2007    Temat postu:

A ja czytałam czwarte.
Lubię, jak piszesz o tym serialu. Bardzo fajnie to wychodzi. Ja oglądałam tylko dwa odcinki.
Bardzo mi się podoba zwrócenie uwagi na tę samotność. Zresztą, to powiedziała już Ori.
I końcówka pierwszego kawałka mi się podoba. Bardzo.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Klub Pojedynków Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 6 z 8

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin