Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fikaton: Aurora
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Klub Pojedynków
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Maggie
niepoprawna hobbitofilka



Dołączył: 09 Wrz 2005
Posty: 2126
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Świętokrzyska Łysa Góra ;)

PostWysłany: Wto 23:00, 25 Gru 2007    Temat postu:

No więc uwaga - komentuję:
1) No więc, Parkinson - ja nie wiem, ale zawsze trochę ją lubiłam. A hipotetyczna "przyjaźń"/ "bliższa znajomość" z Granger nawet może się udać Smile Ciekawe.
2) Gollum i ta interpretacja promptu (zamiana jednej wartości na drugą) - no mniamucho. Krótkie, treściwie, chłodne, surowe. Te korzenie góry... zawsze podobało mi się określenie "korzenie góry"...
3) Wnuczę Pociera, a dziecię Albusa Severusa (uch, wiem nie należy się uprzedzać do osób sądząc po imionach, ale nie lubię gościa) - małe ciekawskie. Dlaczego wydaje mi się że to kopia dziadziusia? Brr, powiedz że nie Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Śro 0:56, 26 Gru 2007    Temat postu:

Ori, doskonały pomysł! Po prostu - tradycyjne podejście do historii. Nie kapiren, ale wiem, że i w ten sposób można czytać podręczniki.
A historia, to przecież ludzie.
No tak.
Miewali rozwolnienie i problemy egzystencjalne.
Całe szczęście bardzo szybko to sobie uświadomiłam Smile

Najlepsze są teksty z nawiasów, ha! W ogóle forma ciekawa, bo taka nietypowa trochę.
Bardzo mi się podobało!


Ostatnio zmieniony przez Hekate dnia Śro 0:57, 26 Gru 2007, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Śro 13:59, 26 Gru 2007    Temat postu:

Zgadzam się co do tekstów z nawiasów. Zgadzam się co do kopiowatości Młodego. I co ja mam powiedzieć, skoro wszystko już powiedziane? Smakowity fik Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:19, 26 Gru 2007    Temat postu:

Dzień 4

Prompt: nr 4
Tytuł: "Pijana Demeter"
Fandom: Harry Potter i s-ka. + jedna postać zainspirowana swym odpowiednikiem z If You've a Ready Mind(co jest ffem do HP)
Spoilery: te same, co w numerze 1
Występują: Hermiona, Pansy, Zachariasz Smith, Goyle, Mandy Brocklehurst, Anthony Goldstein (i jego inhalator), Harry Potter, Draco Malfoy i Zabini Blaise
Ilość słów: 865
Uwaga: Erm... taka szczypta slashu?...

Prompt zinterpretowany jako karta do gry. Symboliczną cyfrą bogini Demeter jest 9.


- Oszukujesz, Zabini! – Pansy rzuciła przez stół kieliszkiem w twarz Blaise’a, który uchylił się zręcznie.
Hermiona skuliła się na swoim miejscu i spojrzała na Harry’ego zlękniona. Chyba oszalała, że przyjęła zaproszenie na Sylwestra do Malfoya. Nie słuchała swojego wewnętrznego głosu, który krzyczał „Powiedz nie! NIE! Och, coś ty zrobiła, dziewczyno!...”. Przypomniała sobie o tych ostrzeżeniach, kiedy drzwi otworzył jej Malfoy, a Pansy i Zack jeszcze nie przyszli.
Merlinowi dzięki, że Harry się za nią wstawił. Harry był jedyną wyspą w morzu Ślizgonów.
Chociaż, Hermiona przerażona usłyszała znowu ten głosik, wyspa właśnie tonęła pod tsunami alkoholu.
Kiedy kieliszek roztrzaskał się na lśniącej posadzce, Malfoy krzyknął rozdzierająco.
- Pansy! Ile razy mam ci mówić, że to zaklęty kryształ po dziadkach, który raz stłuczony, już nigdy nie wraca do dawnej formy! Och, szalona dziewczyno! – Wymachiwał kartami tak, że Harry nie musiał nawet nachylać się w jego stronę, by je podejrzeć. W tej samej chwili chłopak pochwycił spojrzenie Hermiony i uśmiechnął się do niej radośnie.
Z przerażeniem stwierdziła, że jego policzki były czerwone od wina.
Harry szturchnął łokciem Malfoya i zaczął szeptać mu coś do ucha. Szare oczy zabłysły niebezpiecznie.
- Zagrajmy w Pijaną Demeter! – oznajmił nagle Malfoy.
- Ale, ale... Nas jest ośmioro! A gra się w dziewięć osób. – Goyle zmarszczył brwi. – Ty, Pansy, Smith, Potter, Zabini, Goldstein, Mandy i ja.
- I Hermiona! – Pansy pacnęła go ręką w czoło. Hermiona z niesmakiem zauważyła, że Smith specjalnie zagląda jej w dekolt.
Wiedziała, że nie powinna była tu przychodzić. Och, Pansy, to wszystko przez ciebie!
- Ale ona nie jest pijana. – Zauważył aroganckim tonem Zabini i obrzucił ją taksującym spojrzeniem. – Chociaż to da się szybko naprawić.

***

- Ale ja nie wiem, na czym to polega! – jęknęła Hermiona nieco zbyt głośno, jak na swoje standardy. O nie, chyba jednak była pijana. Czy to zielone to był... Nie, nie, to nie mógł być absynt. To nielegalne, prawda?
- Ja też nie wiedziałem. Po dwóch, trzech kolejkach zrozumiesz, a jeśli będziesz miała szczęście, to może nawet zapamiętasz. – Harry uśmiechnął się do niej szeroko i rzucił na środek stołu kartę.
Hermiona pierwszy raz w życiu widziała karty czarodziejów. W pokoju wspólnym Gryffindoru w Eksplodującego Durnia grało się nie zaczarowaną, ale mugolską talią. Ron kiedyś opowiadał jej o prawdziwych czarodziejskich kartach, ale ona nie słuchała go, zajęta numerologią.
Z prostokątnej karty wstało dziewięć małych smoków.
- Zawsze dziewiątka smoków zaczyna, a dziewiątka jednorożców kończy – wyszeptał jej do ucha Harry, kiedy na kartę spadła mantykora. – Przegrywa osoba, która pierwsza straci wszystkie karty. Czyli wygrywa ta, co ma dziewiątkę jednorożców. Talia ma osiemdziesiąt jeden kart, dziewięć kolorów – a raczej magicznych stworzeń – po dziewięć egzemplarzy. Na smoka zawsze idzie mantykora, potem hipogryf i coraz słabsze. Na jednorożca idzie znowu smok i tak w kółko, do końca, rozumiesz?
- To bardzo głupia gra – stwierdziła Hermiona. Harry parsknął śmiechem, wyrzucając wilę.
- Nie wtedy, kiedy grasz w nią z pijanymi Ślizgonami.

***

Pierwsze trzy kolejki faktycznie okazały się zbawienne i Hermiona mogła nareszcie sama w pełni decydować o swoich kartach, nie polegając tylko na łut szczęścia.
Pierwszy przegrał Smith, a wygrany – Zabini – kazał mu zamieść podłogę Błyskawicą.
Hermiona nie widziała w tym nic śmiesznego, jednak Harry z Malfoyem mało nie spadli z sofy.
Następny był Harry, a Pansy z mściwym uśmieszkiem rozkazała mu zdjąć koszulę. Po kolejnej przegranej Harry musiał wypić całą butelkę skrzaciego wina.
Hermiona z przerażeniem próbowała podzielić uwagę pomiędzy karty, których miała już niepokojąco mało, i Harry’ego. Malfoy z lekkim uśmiechem otoczył jego plecy ramieniem.
Nagle Anthony Goldstein dostał ataku astmy i wyjął inhalator.
- Biedny Tony, nadzieja w Merlinie, że twój amulet odpędzi demona! – zawołał Malfoy trzeźwo, a Harry parsknął wesoło.
Malfoy spojrzał czule na Harry’ego i, och, Hermiona całkiem zapomniała o grze, miała wrażenie, że oczy zaraz wyjdą jej z orbit, Malfoy pocałował Harry’ego, który mu się wcale – wcale a wcale! – nie sprzeciwił.
Kiedy Hermiona spojrzała w karty zauważyła, że ósemka smoków próbuje ugryźć ją w kciuka.
- Hej, przecież miałam jeszcze co najmniej pięć kart! – wrzasnęła rozpaczliwie.
Zabini uśmiechał się kpiąco, machając dziwnie obfitą ilością kart w jego wachlarzyku.
- Potrzebny pilnie smok – Mandy Brocklehurst wyszczerzyła zęby drapieżnie i przeczesała ręką swoje gęste, złote włosy.
Hermiona skierowała swoje spojrzenie na Harry’ego, który coś mruczał w szyję Malfoya.
Rzuciła ostatnią kartę na stół.
To Malfoy miał dziewiątkę jednorożców.
- Demeter mówi, że masz dopić do końca resztki alkoholu w swoim kieliszku, związać włosy i przyrzec, że będziesz zawsze gotowa być Dziewiątką do Pijanej Demeter w naszym towarzystwie.
Hermiona chciała się oburzyć, ale zamiast tego wzięła do ręki kieliszek, prawie pełen zielonego alkoholu. Następnie przetransmutowała go w gumkę do włosów i położyła dłoń na sercu.
- Przyrzekam – wypłynęło z jej ust.
Pansy pochyliła się ku niej troskliwie i poklepała po plecach.
- Dobra robota. Przyzwyczaisz się, może będą jeszcze z ciebie ludzie, Hermiono – syknęła z dumą.
Hermiona złowrogo spoglądała na karty. I nawet nie może obiecać sobie, że nigdy więcej nie da się wciągnąć w tę kabałę!
- No cóż – mruknęła do siebie cicho, przetasowując karty i pilnie nad czymś zastanawiając. – Następnym razem będę chociaż wiedziała w co się pakuję.
W myślach dodała, że musi dowiedzieć się, jakim zaklęciem zaklina się karty czarodziejów.
Z satysfakcją wśród swoich stworów dostrzegła dziewiątkę jednorożców. Nadszedł czas zemsty.


Ostatnio zmieniony przez Aurora dnia Śro 19:51, 26 Gru 2007, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
merrik
złyś



Dołączył: 12 Sie 2007
Posty: 1362
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Śro 19:57, 26 Gru 2007    Temat postu:

taktak
czyli prompt zagadka xD

Poza tym świetne;] urroczę;] xDD
chyba też miałabym ochotę w to zagrać xD

I nic więcej powiedzieć nie umiem;]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Śro 21:08, 26 Gru 2007    Temat postu:

Z nami, Ślizgonami, nie należy grać w karty Wink Szczególnie, gdy mamy już nieźle w czubie Wink

Bossskie, to jest bossskie, Ori.
Po prostu zaryłam nosem w klawiaturę, jak wyobraziłam sobie taką sytuację.
I bardzo proszę więcej o Pansy i Hermionie, plizzzz! A do tego Ron. Brakuje mi Rona i Czekolady.

(robi oczy spaniela)

No a Malfoy!... Ło Merlineńku, od wakacji i fanfików Mayi, zdążyłam się za nim stęsknić. Mrrru!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 12:37, 27 Gru 2007    Temat postu:

Dzień 5

Prompt:
Cytat:
Worrying about the life of another warrior on the battlefield, is an insult!
(Martwienie się o życie drugiego wojownika na polu walki jest obrazą!)

Tytuł:Każdy ma historię do opowiedzenia
Fandom: Harry Potter i s-ka.
Spoilery: 7 tom, nie licząc epilogu. i moje opowiadanie-które-pewnie-nigdy-nie-powstanie
Ilość słów: 1748


Mam nastrój na wojnę. Wszystko przez Szefową, mojego wilowego ff-a, mój profil i "Seven Nations Army" White Stripes'ów.


1.
Gellert zaskoczony rozejrzał się po pomieszczeniu. Byli otoczeni przez – niewątpliwie, to musieli być oni – Anglików. Aurorzy wyciągali w ich stronę różdżki, nie musieli się nawet odzywać, żeby ofiara wiedziała, iż w razie jakiegokolwiek ruchu może liczyć na szybkie, bolesne zaklęcie.
Słyszał za sobą ciężki oddech Prospera. Jego towarzysz był wściekły.
- Zdradził. Skrzyński zdradził, niech go szlag! – Gellert usłyszał jego cichy szept i pokręcił głową.
- Niemożliwe – odparł równie cicho. I podniósł ręce do góry.
- Panowie! Panowie, to musi być jakaś pomyłka... – oznajmił donośnie, a stojący najbliżej auror wyszczerzył zęby. Miał co najwyżej dwadzieścia lat, ale jego czarne oczy płonęły nienawiścią.
- Nie ruszaj się, Grindelwald – powiedział groźnie, a jego wargi wygięły się w krzywym uśmieszku. – Chyba że chcesz stracić swojego kolegę.
Gellert zacisnął zęby i sięgnął po różdżkę.
W tej samej chwili fioletowy promień poraził jego rękę.
- Alastorze, spokojnie. – Wysoki czarodziej przeciskał się przez krąg aurorów do środka.
Miał na sobie ciemnofioletowe szaty zdobione na brzegach małymi, szarymi runami, które zabłysły, kiedy wyciągnął rękę z różdżką. Długie, kasztanowe włosy i broda połyskiwały czerwienią.
- Albus. Nareszcie – wyszeptał, zapominając o wszystkich innych. Pochłaniał wzrokiem szczegóły twarzy dawnego przyjaciela. Czuł, że jego serce – nareszcie, nareszcie, pierwszy raz od tylu lat! – zaczyna naprawdę bić. Szukał tego uczucia w walce, zabijając czy ułaskawiając więźniów, szukał w rozmowach z Genevieve czy planowaniu inwazji, ale...
Dopiero teraz miał wrażenie, że znowu żyje.
- Gellert. – Widział w jego oczach dziwną łagodność, za którą skrywało się coś małego i niepasującego do Albusa Dumbladore’a. – Wiele wody w Tamizie upłynęło od naszego ostatniego spotkania.
I teraz to zrozumiał. Strach.
Prosper za jego plecami stał jak skamieniały.
Wzrok Albusa spoczął na nim, a zagadkowy uśmiech pojawił się na jego ustach.
- Pan Zabini, dawno pana nie widziałem. Słyszałem, że miał pan szansę na karierę Mistrza Eliksirów. Nie to, że nie popieram aurorstwa, ale w politykę naprawdę nie trzeba było się mieszać.
Zagadkowe spojrzenie niebieskich oczu spoczęło na Gellercie, który ustawił swoje osłony oklumencyjne. Wiedział, że były słabe, ale lepsze to niż nic.
- Chyba, że ktoś poddał pana działaniu Imperiusa. – Ton głosu Albusa był jednoznaczny. Gellert zrozumiał aluzję.
Pomyślał o Prosperze i Genevieve, i małej Elli.
- Tak. Oni wszyscy są pod Imperiusem. Wypuśćcie go – powiedział szybko.
Prosper nie ruszał się z miejsca.
- Ja... – zaczął. Wyszedł przed Gellerta i spojrzał na niego swoimi zimnymi, szarymi oczami.
Zniknął.
- Rozejść się. – Albus podniósł wyżej rękę z różdżką. Ten mały, włochaty stwór o wielkich oczach był coraz bardziej widoczny na jego twarzy.
- Ale, Albus! – Czarnooki auror położył rękę na ramieniu Albusa i Gellert poczuł dziwną ochotę uderzenia go w twarz. – Ten człowiek, sam wiesz, jest niebezpieczny, co jeśli...
- Wtedy zacznę krzyczeć – odparł zimno Albus.
Gellert wyciągnął różdżkę. Zostali sami w sali holenderskiego ministerstwa. Ogromny, kryształowy żyrandol migotał nad ich głowami.

2.
Lily biegała wśród trupów. Przynajmniej takie odnosiła wrażenie. Oni wszyscy, oni wszyscy albo nie żyli, albo dogorywali, albo leżeli, z szeroko otwartymi oczami.
Nie umiała im pomóc, nie mogła. Nie potrafiła nawet myśleć o tym, że gdzieś mogą się szwendać niedobitki śmierciożerców.
Szukała fioletowego swetra i rozczochranej czupryny Jamesa. Nie powinna była ulec jego prośbom, by została w domu, kiedy on rusza na akcję. Cały wieczór próbowała o tym nie myśleć, siedziała nieprzytomnie w fotelu i piła zimne kakao. Potem poszła spać i obudziła się nad ranem w pustym łóżku. Na dworze prószył śnieg i nie było śladów Jamesa.
Nagle, jak spod ziemi, wyrosła przed nią postać w ciemnej pelerynie i białej masce. Nie zdążyła sięgnąć po różdżkę, patrzyła w czarne oczy oprawcy, myśląc, że jeśli James... Nie, nie! Nie możesz, dziewczyno, tak myśleć!
Śmierciożerca stał jak skamieniały, a ona w końcu pomyślała o różdżce.
Która została pod poduszką w sypialni.
- Drętwota! – rozległ się głos, a Śmierciożerca odskoczył od niej i zdeportował się przy oknie.
Lily nadal stała w miejscu, porażona świadomością, że nie powinna już żyć przez swoją lekkomyślność.
- Na Rowenę, Lily? – Dopiero po chwili zorientowała się, że jej wybawcą był James. – Nic ci nie zrobił? Co ty tu robisz, przecież obiecałaś, że zostaniesz w domu...
Patrzył na nią, z dziwną powagą w orzechowych oczach. Jego włosy były bardziej rozczochrane niż zazwyczaj, twarz pokrywały smugi brudu, a krwawe rozcięcie ciągnęło się przez całą szerokość lewego policzka.
Półprzytomnie zdała sobie sprawę, że ciemnofioletowy sweter był tak pokryty krwią, że obecnie nie rozpoznałaby go wśród poległych.
Pogłaskała go po policzku, ocierając krew, i następnie, wziąwszy mały zamach, spoliczkowała.
- Nigdy więcej mi tego nie zrobisz, James! – krzyknęła. – Nieważne, czy to obraza dla twoich wrogów, ale nie pozwolę ci samemu się narażać, rozumiesz?
Przez chwilę wpatrywał się w nią zmrużonymi oczami – Lily dopiero teraz zauważyła, że nie miał okularów -, ale w końcu złapał ją za rękę i pociągnął w stronę wyjścia.

3.
Barty bezlitośnie rzucił Crucio na Syriusza Blacka.
Regulus zaginął, zaginął, a to wszystko jego wina. Regulus nie powinien był zginąć, Regulus był mądry i Barty zawsze powtarzał, że Tiara jest stara i to Regulus powinien być Krukonem, a Barty Ślizgonem.
Regulus lubił czytać i grać w quidditcha, był spokojny, a jego ambicja ograniczała się do marzeń o dyplomie Mistrza Eliksirów i pracy w laboratoriach. Barty wiedział o tym, bo byli przyjaciółmi. Był najlepszym i jedynym przyjacielem syna ‘tak, właśnie tego’ Bartemiusza Croucha.
Ale teraz Regulusa nie było, a Barty wiedział, że to jego wina, że to wina Syriusza.
- Crouch? Niech mnie, więc to wszystko prawda! – Nie zorientował się, jak Blackowi udało się zajść go od tyłu i przyłożyć mu różdżkę do skroni. Zacisnął mocno oczy, próbując nie myśleć o zimnym dotyku drewna na skórze, o pocie spływającym z czoła i że w gruncie rzeczy był tylko dzieciakiem.
Kiedy zrozumiał, że został sam w jego mieszkaniu, usiadł na podłodze i rozpłakał się.

4.
Draco Malfoy miał wrażenie, że zwariował.
Otarł krew z ust rękawem i rozejrzał się załzawionymi oczami dokoła. Był pewien, że słyszał głos Weasleya. To musiał być on i Potter.
Draco zwariował, bo biegał szaleńczo po całym zamku, pozbawiony różdżki i honoru. Szukał Pottera.
Nagle zobaczył rudą Weasley, która rozpaczliwie walczyła z jakimś Śmierciożercą. Draco złapał leżący na podłodze kandelabr i zdzielił nim Dołohowa.
Weasley patrzyła na niego szeroko otwartymi, pełnymi łez oczami. Po chwili rzuciła się do leżącego za nią ciała, którym zaczęła rozpaczliwie potrząsać.
- Gdzie jest Potter? – zapytał Draco, patrząc na pustą twarz różowowłosej kobiety.
Weasley spojrzała na niego złowrogo.
- Po co ci Harry? – Jej głos łamał się, przez co nie brzmiał tak groźnie, jakby sobie życzyła. Draco prychnął.
- Ta kobieta nie żyje, nie widzisz? – krzyknął, odrywając ją od ciała. – A ja mam zamiar uratować Pottera przed podobnym losem! Gdzie on jest?
Odepchnęła go od siebie i przetarła twarz porwanym rękawem.
- Nie mam pojęcia! Myślisz, że nie chciałabym wiedzieć? Zgubiłam go, próbowałam p-pomóc Tonks, ale nie mog-mogłam... – No nie. Tylko płaczącej siuśki mu brakowało.
Pomógł jej przenieść ciało do Wielkiej Sali.
A potem stali na błoniach, patrząc na ciało Pottera, dziwnie drobne i kruche w ramionach półolbrzyma, a Draco czuł w sercu ciężar podwójnego długu życia.

5.
Ron klął pod nosem, przechodząc nad ciałem zabitego terrorysty.
Nie był aurorem, nie przeszedł ani razu testów psychologicznych, ale pierwszy rzucił się na ratunek Ministerstwu zaatakowanemu przez grupę terrorystów.
Ta, terroryści. Kiedyś było się Śmierciożercą albo Zakonnikiem, dziś każdy może być terrorystą.
W Ministerstwie był Harry i Hermiona, i wielu innych znajomych Rona. Nie mógł nie przyjść im na pomoc, mimo wszystko byli częścią jego życia. Jednym z puzzli przeszłości.
Myśląc o Harrym, pomyślał, że raczej jednym z filarów tego, kim Ron był dzisiaj.
Windy nie działały, korytarze pełne były dymu, a Ron raz po raz ślizgał się na kałużach krwi. Po omacku dążył przed siebie. Wiedział, że powinien zaraz znaleźć się w departamencie tajemnic, a tam może znajdzie Hermionę... Gdzie są aurorzy? Gdzie są wszyscy?
Niepokoiła go krew i dziwne odgłosy dochodzące z wnętrza.
Terroryści byli mugolami. Ron nie miał pojęcia, jak sobie z nimi radzić.
- Hermiona! Hermiono! – krzyknął, widząc jakiś ciemny kształt trzymający różdżkę.
- Kto t... Weasley? – Twarz Pansy Parkinson wyłoniła się, odganiając dym zaklęciem. – Co ty tu robisz?
- Szukam Hermiony, a ty, Parkinson? – Próbował opanować wrogość, w końcu była w tej walce sojuszniczką.
- Draco. Hermiona załatwia ich od środka, udała, że jest mugolką – prychnęła Pansy dziwnie czule. – Poradzi sobie. Nie widziałeś gdzieś Pottera czy Smitha?
Ron pokręcił głową.
- Nikogo nie widziałem. Ja...
Ale Parkinson pociągnęła go na ziemie za ramię. Nad ich głowami posypał się mur w chwili, kiedy usłyszeli serię dziwacznych huków.
- Szybko, chodź za mną! – szepnęła, łapiąc go za rękę i ciągnąc za sobą w stronę drzwi.
Znaleźli się w wirującej sali, ale Parkinson szybko znalazła drzwi do czegoś, co Ron nazwał w głowie Tajnym Przejściem.
Bo nagle znaleźli się obok Harry’ego, rozpaczliwie próbującego wstać. Z jego biodra płynęła krew. Malfoy stał kilka stóp przed nimi, wciąż celując różdżką w martwego terrorystę.
Pansy wrzasnęła.
Obok Harry’ego leżał podziurawiony kulami Zachariasz Smith.
Ron nie wiedział, że Parkinson z nim jest. Tak jak nie sądził, że Ślizgoni posiadają gruczoły łzowe.
Malfoy odwrócił się w ich stronę, blady. Jego usta drżały.
- Nie mogłem nic zrobić, on, te ich różdżki... – mówił szybko i nieskładnie, patrząc na Harry’ego.
- Ron, bierz broń – Harry syknął, próbując zatamować krwotok za pomocą zaklęć.
- Co?! – Ron zamrugał oczami i popatrzył na martwego mugola. – Och.
Podszedł i wziął do ręki broń.
Harry kiedyś mu tłumaczył na filmie sensacyjnym, co to jest broń. Kilka dni później przyniósł ze sobą podobną, tłumacząc, że mówi się na nią pistolet. I wytłumaczył działanie.
Ta była inna. Ale Ron był pewien, że ogólnie to tak samo działa. Trzeba na ciskać spust.
Malfoy patrzył na niego chwilę.
- Zajmij się Harrym – rzucił Ron ostrym głosem. Czuł się dziwnie pewnie z bronią w ręku. – Ja was ochronię.
Spojrzał przez ramię na Malfoya, niepewnego, gdy dotykał ran Harry’ego. Ale po kilku zaklęciach zatrzymał krwawienie i zabliźnił ranę.
Harry był bardzo blady. Wyciągnął ręce do Malfoya, który przytulił go mocno.
Ron odwrócił się z powrotem w stronę drzwi i poprawił ułożenie palca na spuście.
Który wcisnął, kiedy w drzwiach pojawiła się kobieta. Usłyszał głuche uderzenie, a Hermiona patrzyła na niego pusto.
- Nienaładowany – stwierdziła, wchodząc. – Co ty tu robisz, Ron...? Harry? Pansy?
Wbiegła do środka i nachyliła się nad Smithem. Parkinson przestała płakać, nieprzytomnie bawiła się jego włosami.
Malfoy nadal tulił Harry’ego.
Ron wypuścił karabin z drżących rąk.
Nie wiedział, co bardziej go przerażało – to, że cudem nie zabił Hermiony, czy że jeśli w drzwiach zjawiłby się jakiś mugol, przez jego głupotę zginął by nie tylko on, ale i pozostała trójka.

Nie chcę o tym słuchać,
każdy ma historię do opowiedzenia,
każdy coś o tym wie
od królowej Anglii aż po dno piekieł.
*


*bardzo przepraszam. Moje własne tłumaczenie fragmentu "Seven Nations Army"
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Czw 20:21, 27 Gru 2007    Temat postu:

Aaa! Ktoś wlazł z buciorami na mój teren Wink I bardzo, ale to bardzo się z tego cieszę!

Opowiadanie jest cudowne, cudowne po prostu, no! Różne pokolenia, ten sam bezsens przelewanej krwi, te same wybory, które trzeba podjąć.
Przyznam, że szczególnie mocno ruszył mnie fragment z Crouchem, który walczył z bratem swojego przyjaciela, żeby... w zasadzie, żeby go pomścić. W ogóle ta przyjaźń Regulusa i Croucha daje do myślenia i jest bardzo "mojsza", dlatego straszliwie ci za nią dziękuję.

Padam na pyszczek.
I już się nie mogę doczekać kolejnego, fikatonowego dnia!


Ostatnio zmieniony przez Hekate dnia Czw 20:21, 27 Gru 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 22:52, 28 Gru 2007    Temat postu:

Dzień 6

Prompt:nr 6
Tytuł:Bez pożegnania
Fandom: Harry Potter i s-ka.
Spoilery: raczej nie
Ilość słów: 95


Przepraszam. Nic lepszego nie byłam dziś w stanie napisać.


Patrzył przez okno na kobietę.
Stała na ulicy, skrywając swoje oblicze za parasolką. Był lipiec, ale pogoda wskazywałaby bardziej na wrzesień. Pies, uwiązany na końcu smyczy wynurzającej się zza krawędzi parasolki, spojrzał prosto na Regulusa i zaczął szczekać.
Jednak nawet ujadanie zwierzęcia nie było w stanie zagłuszyć odgłosów kłótni kilka pięter niżej.
Opuścił zasłonę i zgasił światło, kładąc się do łóżka.
- Świetnie! – Usłyszał pełen nienawiści okrzyk, zanim usnął.
Następnego ranka, po uprzątnięciu butelki po brandy walającej się w kuchni, dostrzegł w drzewie genealogicznym Blacków czarny ślad w miejscu, gdzie powinno znajdować się imię Syriusza.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Sob 19:15, 29 Gru 2007    Temat postu:

Oruchna, nadrabiam zaległości!

Niezłe to maleństwo - powtórzę po raz setny, że podziwiam ludzi, którzy potrafią wiele zawrzeć w niewielu słowach. I zeżera mnie zazdrość, o! Ot zwyczajny widok, jakby to Miłosz napisał "innego końca świata nie będzie". A to przecież przełomowy moment w życiu rodziny Blacków i nie można tego ukryć! Życie Regulusa i Syriusza zostało... hmm... mam ochotę użyć słowa "naznaczone", ale to chyba zbyt pompatycznie zabrzmi. Po prostu ich życie nie będzie już takie, jak przedtem, możliwości powrotu brak.

No i czekam niecierpliwie na dzisiejszego fanficzka!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 23:14, 29 Gru 2007    Temat postu:

Dzień Siódmy

Prompt:
Cytat:
Pogłoska jest informacją przedestylowaną tak dokładnie, że potrafi się przesączyć wszędzie.

Tytuł: Impresje
Fandom: Harry Potter
Spoilery: Siódmy tom zaspoilerwany bardzo, bardzo mocno.
Ilość słów: 912

Przepraszam za błędy, nie miałam za bardzo czasu sprawdzać.


1.
Petunia zatrzymała się w kolejce do kasy, przyglądając się półce z batonikami. Po chwili namysłu wzięła dwa kolejne ulubione Dudziaczka i już miała uśmiechnąć się do siebie na myśl o swoim słodkim, cudownym synku, kiedy zamarła.
- ...Potterowie. Tak, Morgano, też o tym słyszałam. – Stojąca przy kasie kobieta rozmawiała z kasjerką.
- Straszne, mam nadzieję, że to tylko pogłoski, droga Hawthorne. Do dzisiaj mamy jakiś sentyment do Jamesa, pamiętam, jak na pierwszym roku zgubiłam się, a on zjawił się znikąd i odprowadził mnie do pokoju wspólnego, mimo że byłam Ślizgonką. – Kasjerka mogła mieć około dwudziestu lat. Ciemnorude włosy miała związane w koński ogon i wyglądałaby całkiem zwyczajnie, gdyby nie jej bransoletka.
Była masywna, srebrna, ozdobiona dziwnymi znakami. Petunia widziała podobne w książkach Lily.
Nie to, że specjalnie na nie patrzyła. To ona obnosiła się z tym wszystkim, tak. Ciągle tylko magiczne księgi, czy machanie patykiem. Phi.
- Ale podobno ich synek pokonał Czarnego Pana – szepnęła kobieta nazwa ‘Hawthorne”, a Petunia nadstawiła uszu.
Kasjerka wytrzeszczyła oczy.
- Przecież to maleńkie dziecko! Jest chyba w wieku twojej Pansy, czy troszkę młodszy. Nie, Hawthorne, to musi być jakaś głupia plotka...
- Niektórzy ludzie czekają na obsłużenie, drogie panie! – Petunia zdecydowała się wziąć sprawy w swoje ręce. Nie miała ochoty słuchać tych bzdur, o nie. Dudziaczek na pewno czekał w domu i nie mógł wytrzymać w towarzystwie tej nowej niańki.
Hawthorne – wysoka brunetka o niebieskich oczach i bliźnie na lewym policzku obrzuciła Petunię krytycznym spojrzeniem i uśmiechnęła się kpiąco. Natychmiast odeszła od kasy.

2.

- Moja córka nie jest dziwolągiem! – wrzasnęła Margaret, tupiąc nogą. Dyrektor Holloway patrzył na nią spokojnie. Nienaganny garnitur i zagadkowy uśmiech kota z Cheshire doprowadzał Meg do furii.
- Czy ja coś takiego insynuuję? Oczywiście, że nie! – Mężczyzna uśmiechnął się szerzej. – Jednak faktem są pogłoski o tym, jakoby to mała Hermiona była odpowiedzialna za to, że Andrew Smith nagle stracił wszystkie włosy, a Marlena Hopkins wypadła przez zamknięte okno, bez tłuczenia szyby. To nie jest typowe, muszę przyznać...
- To tylko pogłoski – syknęła Margaret, ściskając torebkę.
- Rodzice się niepokoją. Przykro mi, ale nasza placówka ma swoją renomę i...
Margaret nie słuchała. Wściekle trzaskając drzwiami wyszła z gabinetu i podeszła do stojącej w kącie i tulącej do siebie grubą książkę córki,
Jej brązowe oczy były suche i spokojne. Meg pamiętała, że przestała płakać po trzecim wydaleniu.
- Przepraszam, mamo. Ja naprawdę nie chciałam – powiedziała Hermiona głosem, który w ogóle nie pasował do ośmiolatki.
I w którym Margaret nie słyszała ani krztyny prawdy.

3.
- Stworku... – wyszeptała płaczliwym głosem. Skrzat zjawił się natychmiast i rzucił w kierunku pustej butelki.
- Tak jest, pani Black! Już sprzątam! Zrobić śniadanie? – Stworek energicznie zasalutował.
Walburga popatrzyła a skrzata błagalnie.
- Stworku, proszę... Powiedz... Gdzie jest Regulus? Mówią, że... – Rozpłakała się, a skrzat szybko podał jej chusteczkę. – Zdradził Go. Ale ja wiem, że ty wiesz, Stworku, proszę...
Skrzat odwrócił wzrok.
- To ja zrobię śniadanie! – zawołał, znikając.

4.
Ginny z otwartymi ustami wpatrywała się w czarno-białe zdjęcie niemowlęcia.
- Harry Potter – Nabożnie przybliżyła do siebie strzępek starej gazety. Ron prychnął, próbując oderwać od stopy zeszyt.
- Zabiję Freda i George’a – mruknął do siebie, ciągnąć za zeszyt. – Ginny, pomóż mi!
Ginny podeszła i pociągnęła. W efekcie Ron wrzasnął, a ona wylądowała na podłodze.
- To bez sensu – powiedziała, wracając do zdjęcia i pokazując je Ronowi. – Patrz, to jest Harry Potter. Podobno wychowują go mugole, wiesz?
- Tak, tak. I ma bliznę, i zielone oczy, i jest potężniejszy niż Dumbledore – prychnął Ron, przewracając oczami. – Masz obsesję, Ginny, wiesz?
- Myślisz, że go spotkamy jutro na peronie? To by było wspaniałe! Hej, może on też trafi do Gryffindoru...? – Ginny nadal mówiła, a Ron westchnął.
Nie dość, że jego noga i zeszyt stanowią jedność, to zostawili go sam na sam z Ginny. Miał nadzieję, że faktycznie spotkają tego całego Chłopca, Który Przeżył i że Ginny nareszcie się ocknie z tego szaleństwa.

5.
Severus Snape popatrzył z nienawiścią w kociołek.
- Reducto! – syknął, pozbywając się jego zawartości.
Świat go nienawidził. Zresztą, miał za co. Sam Severus też siebie nienawidził od dobrych jedenastu lat. A teraz cierpiał męczarnie.
Jej oczy patrzyły na niego z twarzy dziecka, które nie tylko wyglądało jak James Potter, ale podobno też równie świetnie latało na miotle.

6.
Blaise siedział sam w dormitorium. Nie wrócił z tym roku na święta do domu. Miał dosyć. Już nawet w szkole roiło się od plotek – od takich typu, że jego matka jest półwilą, po inne, wedle których zamordowała wszystkich swoich sześciu mężów.
W dłoniach miętosił list, zaadresowany jej pismem. Wiedział, co w nim napisała.
- Incendio – mruknął z żalem. Biedny Alfred czy Albert.
Tak się składa, że czasem pogłoski okazują się prawdziwe.

7.
Rita chodziła po domu starej Bagshot i z ciekawością przyglądała się zdjęciom ślicznego chłopca, w którym można było rozpoznać Gellerta Grindelwalda, jeśli się naprawdę tego chciało.
- Bathildo? – zapytała swoim najsłodszym głosem siedzącą w fotelu staruszkę. – Czy Albus Dumbledore miał okazję spotkać twojego siostrzeńca?
Potrzebowała haka na Dumbledore’a. Czegoś, co by przyciągnęło czytelników. Och, miała już wiadomości o Percivalu i Kendrze, i tej całej Arianie, ale to dopiero mogłoby być coś. Największy czarodziej Jasnej Strony przyjaźniący się ze swoim potencjalnym wrogiem. Tak, to dopiero pomysł!
Ku jej zdumieniu, Bathilda zachichotała i schowała twarz w dłoniach.
- Och, oczywiście, że tak! – wykrztusiła z siebie. – Bardzo się lubili, wręcz powiedziałabym, że od pierwszej chwili, w której się spotkali. Były pewne plotki, ale... Może interesowałyby cię listy?
Rita uśmiechnęła się szeroko. Niezawodny zmysł urodzonej dziennikarki po raz kolejny jej nie zawiódł.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
merrik
złyś



Dołączył: 12 Sie 2007
Posty: 1362
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Sob 23:32, 29 Gru 2007    Temat postu:

O.
<ściska Orę>
Śliczne.
Baardzo faajne^^
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Nie 19:16, 30 Gru 2007    Temat postu:

Impresyjki miłe, chociaż nici powiązania między częściami, to ja nie widzę. Ale oczywiście mogę coś wymyślić, moja wyobraźnia nie zna granic Wink
Takie urywki codzienności. Epizody, ale przecież to z epizodów składa się życie, prawda?

Udany był ten fikaton. Oj tak.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 12:29, 21 Mar 2008    Temat postu:

Fikaton Wiosenny


Prompt: Nr 1
Tytuł:
Wyjątek od reguły
Fandom: HP
Spoilery: wiadomo, cały cykl
Ilość słów: 176



Na początku z utęsknieniem wyczekiwałeś powrotu, kręciłeś się po całym domu, uciekając od złowieszczych, szyderczo pustych okien.
- On nie wróci – syczał Aberforth. – Taki niby jesteś mądry, a tego nie widzisz.
- O czym ty mówisz? – odpowiadałeś i jak tchórz, okłamując samego siebie, odwracałeś się plecami do zakurzonych szyb.

Po kilku miesiącach dałeś za wygraną. Wyjechałeś. Zacząłeś pracować. Kupiłeś myślodsiewnię i - pełną srebrzystych myśli - zostawiłeś w opuszczonej sypialni w Dolinie Godryka.

Na kontynencie wybuchł pożar. Już nie czekałeś. Teraz uciekałeś, bo wiedziałeś, że kiedyś przyjdzie.

Pogłoski, jak dym przedostający się między podłogą a framugą w ogarniętym pożarem domu, zaczęły podtruwać Anglię. Miałeś wrażenie, że nie możesz oddychać, że jesteś pierwszą ofiarą zabójczego tlenku.
Strach. Wiedziałeś, że teraz on czeka.

1945 nauczył cię paru rzeczy. Pokonałeś swoje lęki. Dopilnowałeś, by zamknięto je w najwyższej komnacie najwyższej wieży.

Niech teraz on czeka. I niech nie liczy, że w tej bajce uwolni go z niej, wspinając się po złotych warkoczach, rycerz przybyły na białym koniu.

Myślałeś, że tak będzie łatwiej - twoje domysły zwykle się sprawdzają.

Jednak Gellert zawsze musiał być wyjątkowy. Czekał.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
merrik
złyś



Dołączył: 12 Sie 2007
Posty: 1362
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Pią 21:22, 21 Mar 2008    Temat postu:

Ororka i miniaturka? <zawał>
Smakowita.
Naprawdę, zresztą jak wszystkie Twoje teksty. Mru.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Klub Pojedynków Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
Strona 8 z 10

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin