Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fikaton: Aurora
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Klub Pojedynków
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
yadire
gryfonka niepokorna



Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 1892
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Pią 21:43, 21 Mar 2008    Temat postu:

Nie jestem pewna, czy dobrze zrozumiałam ten tekst. Ale to: Czekał brzmi tak złowróżbnie.
Oglądałaś może Czarodziejkę z Księżyca? Była tam taka scena, że Czarodziejka z ksieżyca przedzierała się przez ciernie, a na końcu tej drogi czekała okrutnie uśmiechnięta Beryl. Właśnie tak mi się skojarzyło - Albus przedzierający się przez ciernie wojny do czekającego na niego Gellerta, bawiącego się różdżką, z mściwym uśmiechem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zaheel
wilkołak alfa, spijacz Leśnej Mgiełki



Dołączył: 14 Sty 2006
Posty: 2478
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nibyladii

PostWysłany: Sob 8:57, 22 Mar 2008    Temat postu:

Jakoś nie specjalnie na mnie działa to zestawienie, ale tutaj podoba mi się Dumbledore. Szczególnie z tym swoim "nie wiem o czym mówisz". Jest takie typowe dla ludzi, któzy wiedzą bardzo dużo. Jeszcze ta myślodsiewnia posostawiona daleko, ale mimo wszytsko i tak wszytsko wracało przecież. Czekał, bo chyba teraz on chciał się zmierzyć ze swoimi słabościami...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 12:20, 22 Mar 2008    Temat postu:

Faktycznie, pierwszy tekst napisałam dziwny. Gellert i Albus, nawet jako po prostu przyjaciele, są dla mnie intrygującym tematem, przepraszam.
Ten będzie prostszy. Mam nadzieję.

Prompt: [link widoczny dla zalogowanych]
Fandom: hah, Lalka pana Prusa
Ilość słów: 679
Tytuł:
Bajki



Kazia siedziała w małej kawiarni, popijając słodką kawę i przyglądając się ulicy, widocznej zza szyby.
Garcon stał obok, nie rozumiejąc jej prośby.
- Je ne comprends pas, madame – powtórzył trzeci raz ze zrozpaczoną miną. Kazia w końcu machnęła na niego dłonią i wróciła do kontemplowania obrazu za oknem. Jacyż ci ludzie puści. Mężczyźni obdarzający kobiety komplementami, skaczący wokół napuszonych, sztucznie uśmiechniętych panien. Stukot kół powozów na kocich łbach, fałszujący śpiew ulicznego grajka, krzywo przyglądającego się nadchodzącemu kataryniarzowi.
Kazia spodziewała się więcej po tegorocznej wizycie w Paryżu. Nigdy wcześniej nie denerwował ją ruch, zgiełk i gwar. Zawsze otaczali ją inni, sypiąc żarcikami i zapewniając rozrywkę.
Chyba oszalała, przyjeżdżając do Paryża sama. Trzeba było wziąć kogokolwiek, nawet Starskiego. Kazia nienawidziła nudy, nuda sprawiała, że Kazia wpadała w melancholię, którą ukrywała za pomocą rozdrażnienia. Bo, w istocie, Kazia nie cierpiała użalania się nad sobą.
Wyszła z kawiarni, czując na sobie ukradkowe spojrzenia mężczyzn. Nieważne, czy towarzysząca im kobieta była pięknością, czy zwyczajną bogaczką – każdy chociaż przez moment patrzył na samotną, nieznaną, pociągającą kobietę.
Kazia lubiła być zauważana, ale gardziła tymi mężczyznami. Gardziła nimi wszystkimi i ich ślepymi kobietami. Nigdy nie próbowała nawet zastanawiać się, co, jeśli owe kobiety nie były ślepe, tylko po prostu bały się? Bały się, że jeśli zwrócą uwagę, mogą zostać obśmiane i poniżone.
Niektóre tylko odważały się spojrzeć na Kazię z pogardą.
Zatopiona w myślach poczuła, że ktoś na nią wpadł.
- Pardonnez-moi, madame… - wyszeptał mężczyzna, odskakując od Kazi.
Spojrzała na niego, chcąc ujrzeć twarz bezczelnego osobnika.
- Ochocki, to ty?! – zawołała. Przechodzący obok starzec spojrzał na nią potępieńczo. Zapewne sądził, że nazwisko Juliana jest jakimś zagranicznym przekleństwem.
- Quoi? – odparł Ochocki i przetarł oczy. – To znaczy, tak, tak. Czy mnie oczy nie mylą, Kazia Wąsowska? Niech mnie, co ty tu robisz?
- To raczej ja powinnam o to pytać ciebie, Julciu. Gdzie tak zniknąłeś? Wszyscy się niepokoiliśmy, sądziliśmy, że poszedłeś śladem Wokulskiego! Tyle się wydarzyło. – Kazia patrzyła w lekko obłąkane oczy Ochockiego, które zaczęły błyszczeć dziwnie, kiedy skończyła mówić.
Mężczyzna zatrzymał powóz i pomógł jej wsiąść.
- To dłuższa opowieść, droga Kaziu. Nie sądzę, żebyś mi uwierzyła… Ale jednak chcę ci ją opowiedzieć. To nie przypadek, że spotkaliśmy się właśnie tutaj, w Paryżu, na Wyspie Ludwika. – Usiadł obok, uśmiechając się tajemniczo.
I zaczął mówić, a Kazię poczęły nawiedzać dziwne wizje, jak z innego świata. Przymknęła oczy, słuchając jego rozentuzjazmowanego, niskiego głosu. Kolorowe, fosforyzujące materiały, sztaby platyny lżejszej od powietrza, fruwające w powietrzu miedziane kule i srebrne spodki.
Drgnęła dopiero, słysząc jego nazwisko.
- Wokulski? A co ma z tym wspólnego pan Wokulski, który ponoć przebywa w Indiach? A, jak większość twierdzi, raczej u boku Boga – zapytała, próbując nie brzmieć na zaintrygowaną. Ale Ochocki chyba niczego nie zauważył, uśmiechnął się jeszcze szerzej i złapał Kazię za rękę.
- Wszystko. To wszystko dzięki niemu. On… - i przerwał. – Miałaś mi powiedzieć, co tam w Warszawie.
- W Warszawie, cóż. – Wydęła usta. Nie podobała jej się nagła zmiana tematu przez Juliana. – Belcia jednak nie poszła do zakonu, wypatrzył ją jakiś Anglik, Durham czy jakoś tak. Trzeba przyznać, że niezła partia, nie tak bogaty jak pan Wokulski, czy przystojny, jak ty, ale nasza Belcia u niego nie uschnie. Wyjechała dwa miesiące temu. Starski za to w Moskwie, w listach chwali się, że zabawia jakąś księżniczkę. Znasz go przecież. Poza tym…
Mówiła, a Ochocki potakiwał. Widziała jednak, że myślami jest daleko. Delikatnie ujęła jego dłoń i ścisnęła w pewnym momencie.
- Julianie, słuchasz mnie? – zapytała.
- Właściwie, to nie. Muszę wysiadać. – Zatrzymał woźnicę i zaczął zbierać się do opuszczenia powozu. Ucałował dłoń Kazi.
- Nadal uważam, że to nie przypadek, iż to właśnie panią spotkałem. A Wokulskim proszę się nie martwić. – Uśmiechnął się i założył kapelusz.
- Do zobaczenia – mruknęła, a on uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Nie sądziła, żeby mieli się kiedyś jeszcze spotkać. Julian Ochocki wydał się dziwnym duchem, kiedy tak powoli wtapiał się w cień wąskiej, nieznanej uliczki.
Kazia przymknęła oczy, przywołując metafizyczne obrazy, wywołane jego opowieścią. Roześmiała się lekko. Bajki.
I zajęła się myślą o tym, czy w całym Paryżu naprawdę nie ma ani jednego pączka z dziurką.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Sob 12:22, 22 Mar 2008    Temat postu:

O tekście 1.

Śliczne. Może jestem dziwna, ale strasznie mnie wzruszyło - ta poetyckość i lekkość, ta drzemiąca między słowami melancholia...!

I pożar-wojna, i dym szczypiący w oczy. I Gellert w wieży, całkiem jak księżniczka... problem w tym, że to nie baśń, nic nie skończy się dobrze.

<zachwycenie>
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Puszczyk
moderator cyniczny



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 537
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Miasto o trzech twarzach

PostWysłany: Sob 13:49, 22 Mar 2008    Temat postu:

Dzień Pierwszy
Niepokojące. Czytając czuje się wręcz duszący dym unoszący się w powietrzu.
Bardzo podoba mi się zdanie:
"Taki niby jesteś mądry, a tego nie widzisz. "
Bardzo, bo może się ono odnosić także do innych postaci. A zwłaszcza do takiej jednej mojej ulubionej. <cough>Urahara</cough>
Zabawne jak geniusze nie potrafią czasem dostrzec rzeczy oczywistych.
I końcówka rzeczywiście złowróżebna. To sugestywne "czekał" przywołuje obrazy. Aż się widzi Gellerta niedbale siedzącego na krześle/fotelu i jak już wspomniano bawiącego się różdżką z mściwym uśmiechem.
Najwyższa komnata najwyższej wieży. Jakby to pomogło.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Nie 1:13, 23 Mar 2008    Temat postu:

Ori, koHam cię. I ty o tym dobrze wiesz Smile

Fanfik do "Lalki", fanfik z Ochockim, fanfik z Kazią!... No ja nie mogę, zaraz się rozpłynę! Że też od razu nie wpadłam, że możesz skojarzyć prompta z pracownią Geista!

Cudowne. Cu-do-wne. Niby zwykłe spotkanie, jakieś ulotne słowa i gesty, ale jakie obrazy od razu przemykają przed oczami!
(czy ja przypadkiem nie przesadzam z wykrzynikami?)
Paryskość paryża, dorożki, dziewiętnastowieczne życie towarzyskie...

Buuu, ja chcę się cofnąć w czasie!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Trilby
świtezianka



Dołączył: 06 Lis 2005
Posty: 1521
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: miasto z piaskowca

PostWysłany: Nie 2:39, 23 Mar 2008    Temat postu:

'Kazia lubiła być zauważana, ale gardziła tymi mężczyznami. '

Ja jestem za Wink

Poza tym nic konstruktywsnego nie pwiem. Podobalo mi sie, jak zwykle zazdroszcze lekkosci piora... i w ogole.
Az mam ochote poczytac sobie Lalke, ale nie mam tu na wygnaniu Sad
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:29, 23 Mar 2008    Temat postu:

Och, ja chcę się cofnąć w czasie. Bardzo. I kocham Kazię. Jedyna kobieca postać, jaką lubię w Lalce.

Prompt: [link widoczny dla zalogowanych]
Fandom: Maurycy - sama nie wiem, czy bardziej E. M. Forstera, czy Jamesa Ivory'ego. Na pewno postaci wyglądają, jak u Ivory'ego. I dwa zdanka z Wilde'a.
Spoilery: Co do zakończenia obu.
Ilość słów: 681
Tytuł:
Ciemność


Simcox posłusznie pozasłaniał okna. W pokoju zapanował dziwny półmrok, blade, wątłe promienie ukradkiem wpadały do wnętrza, odsłaniając białą pościel i ciemną czuprynę na poduszce.
- Coś jeszcze, proszę pana? – Ton głosu Simcoxa był obojętny.
Chory pokręcił głową i po chwili został sam.

Clive był chory. Zemdlał nagle podczas śniadania, cicho i bez szumu. Anne była akurat w mieście. W jednej chwili żuł chleb i myślał o procesie, którym aktualnie się zajmował, a w następnej leżał we własnym łóżku, wpatrując się w zaniepokojoną twarz doktora Stevensa.
- Co mi jest? – zapytał, próbując wstać. W tej samej chwili gwałtowne mdłości wstrząsnęły jego ciałem.
- Prawdopodobnie zatrucie żołądkowe. Pańska żona wspominała, że uskarżał się pan ostatnio na bóle w podbrzuszu? Trzeba było zwrócić się do mnie wcześniej, był pan wyczerpany i to doprowadziło do utraty przytomności. Za dwa dni będzie pan zdrów jak ryba, Durham! – Stevens uśmiechnął się pokrzepiająco i opuścił pokój.
W tej samej chwili Clive dostrzegł Anne, cicho stojącą w kącie. Podeszła do niego i nachyliła się, całując lekko jego dłoń.

Wtedy zrozumiał, że umrze.

<>

Nie poszedł na wojnę. Nikt z jego znajomych nie ucierpiał.
Tak, widywał kaleki w Londynie. Zarośnięci żebracy w śmierdzących ubraniach, bez nóg lub dłoni. Omijał ich szerokim łukiem, odkąd próbował z jednym porozmawiać i z bliska dostrzegł, iż był to jeszcze młodzieniec. Z ogorzałej twarzy wyglądały szare, bystre oczy. Ale, gdy Clive spytał go o nazwisko, młody weteran tylko otworzył usta i ordynarnie zacharczał.
W czasie choroby Clive’a zaczęły nękać koszmary.
Szarobrązowe okopy i brudne mundury, ciężka broń. Krew, ciemność, szał, papierosy, urywane rozmowy.
- …Kathie. Pobraliśmy się tuż… - Zaplamione zdjęcie. Dziewczyna o bardzo ciemnych włosach, ale jej rysy rozmyte. To krew? Łzy, a może kawa?
- Clive? Clive, słyszysz nas? – Szorstka dłoń Stevensa oderwała się od policzka Clive’a, który zaczął mrugać oczami.
- Panie Durham, ma pan wysoką gorączkę. To już drugi tydzień. Objawy zatrucia ustąpiły, jednak pojawił się kaszel i zapalenie oczu. Pan Simcox twierdzi także, że…
Clive przestał słuchać. Wiedział, że umrze, że nadszedł jego czas.

<>

Czekał. Żółte kwiaty wiesiołka otworzyły się parę godzin temu i przyjemny, lekko duszący zapach przedostał się do wnętrza pokoju.
Clive wiedział, że on jest coraz bliżej i powinien przestać płakać.
Sam przecież zadecydował. Sam sprawił, że jego życie było odpowiednie. Szczęście… tak, też w pewien sposób był szczęśliwy.
Nie mieli z Anne dzieci. Dwa razy nie donosiła ciąży. Clive był przekonany, że to kara od Boga za jego grzechy. Za tę część natury, która nawet zakopana sześć stóp pod ziemią, nie pozwalała przystąpić do sakramentu.
Usłyszał szelest i łodygi za oknem poruszyły się.
Maurycy siedział na parapecie, obracając w dłoniach żółto-zielony wianek.
- Maurycy? – Clive wyszeptał. Zamglona, dziko uśmiechnięta twarz okolona jasnymi włosami przybliżyła się.
- Czujesz siarkę? – szepnął tuż przy ustach Clive’a.
Pocałunek był mocny i głęboki. Clive nie czuł odrazy. Jak mógł kiedykolwiek unikać Maurycego? Przecież on go kochał. On go kochał. Kochał.
- Maurycy, kocham cię – powiedział. – Przepraszam za wszystko, kocham cię, przepraszam, przepraszam! Nie wiem, co się ze mną działo, wybaczysz mi?
Maurycy uśmiechał się. Włożył wianek na głowę Clive’a i po obdarzeniu go krytycznym spojrzeniem, przełożył na swoje włosy.
- Wiesiołek rozkwita o zmierzchu – powiedział swoim ciepłym, grubym głosem.
Wyglądał pięknie w świetle księżyca. Przypominał antycznego ducha lasu.
- Maurycy, proszę, proszę… Dlaczego jesteś taki dziwny? Kocham cię, kocham cię, czy to już nic dla ciebie nie znaczy? – Clive starał uchwycić jego dłoń. Był pewien, że spoczywała na jego piersi, ale nagle przemieściła się na skraj łóżka.
- Wojna zmienia ludzi – odparł Maurycy, przekręcając głowę dziwnie i przyglądając się Clive’owi uważnie. – Nawet nie wiesz, jak bardzo, Clive.
Teraz dopiero dostrzegł siwe pasma w czuprynie Maurycego oraz zabrudzone zaschłym błotem i krwią ubranie. Cliv wiedział, że to nie powinno pasować do siebie – ale nadal, nadal Maurycy był uosobieniem Pana. Czekał, aż wyciągnie lutnię i w rytmie symfonii Patetycznej powiedzie go w głąb lasów.
- Kończmy to – nagle oznajmił. Pokryte strupami i pyłkiem wiesiołka usta zbliżyły się do twarzy Clive’a. – Każdy zabija kiedyś to, co kocha. Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem, człowiek odważny – ostrzem zimnej stali. Rozumiesz, Clive?
I Clive poczuł siarkę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Trilby
świtezianka



Dołączył: 06 Lis 2005
Posty: 1521
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: miasto z piaskowca

PostWysłany: Nie 21:49, 23 Mar 2008    Temat postu:

Nie znam fandomu. Ale.
Ale o matko.
Poddobnie jak przy sluchaniu promptu przechodziły mnie ciarki.

Ech, Ororo... Żebym i ja tak kiedyś umiała!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 13:34, 24 Mar 2008    Temat postu:

Dziękuję, Trilby. tekst mi krążył po głowie, a ten niepokojący prompt wzmocnił wrażenie.

Prompt: Nr 4
Fandom: crossover HP i Mrocznych Materii Pullmana
Spoilery: Trochę Mrocznych Materii.
Ilość słów: 811
Tytuł:
Straty


Za Zasłonką było bardzo, cholernie zimno. Syriusz leżał kilka chwil, przyciskając do piersi różdżkę i zastanawiając się, czy już umarł.
Dotyk mokrych i zimnych płatków śniegu na twarzy przekonał go, że nie tak szybko zobaczy Jamesa. Otworzył oczy i zobaczył nad sobą feerię kolorów. Żółcie i najdziksze odcienie zieleni oślepiły go.
Po chwili dostrzegł w nich kontury. Kobieta o długich, splątanych wlosach… Harry? Harry!
- Harry! – zaczął krzyczeć w stronę nieba. Obraz jednak rozmył się, a Syriusz zaczął się trząść z zimna.
Łzy na policzkach zamarzały. Położył różdżkę na warstwie świeżego, puszystego śniegu i otarł je. Musiał przybrać formę psa. Ale czy magia w tym świecie działa? Co, jeśli nie? Czy ktoś tu mieszka? Dlaczego tu trafił? Przecież szepty… I Harry, Harry, co z nim?
Przymknął oczy i próbował coś usłyszeć. Odpowiedział mu szum wiatru i plusk wody.
Sięgnął po różdżkę i zamiast niej wyczuł metalowy, okrągły przedmiot.
Spanikowany zaczął szukać różdżki. Jest. Leżała obok.
Udało mu się przemienić przy drugiej próbie. Więc w tym świecie także mieli magię. Może pomogą mu wrócić do siebie.
Swoim psim nosem wyczuł dziwny zapach. Ktoś niedawno tutaj był. Po chwili namysłu, złapał okrągły przedmiot w zęby i wyruszył najświeższym śladem.

<>

- Znaleźliśmy tego… stwora, gdy próbował płynąć w stronę lądu! – Niedźwiedź stwierdził oburzony, popychając przed siebie łapą zmokniętego, brudnego, trzęsącego się człowieka.
Iorek Byrnison gniewnie wydął wargi.
- Trzeba było mu skręcić kark w takim razie! Mam ważniejsze sprawy na głowie, Vergulu, niż głupi ludzie. Czekam na wiadomość od Złotoustej!
Vergul Fiordssen zmarszczył brwi.
- Panie, znaleźliśmy go, jak płynął w formie psa… I potem zmienił się w człowieka! Nie ma też dajmony.
Iorek nareszcie zwrócił uwagę na człowieka. Miał on ciemne, przydługie włosy i dumny wyraz twarzy. Kiedy Vergul wyciągnął z zanadrza swojego pancerza złoty kompas i długi patyk, zaczął się wyrywać.
- Moje! Oni mi to ukradli, szanowny panie niedźwiedziu! Cholera, gdybym tylko miał różdżkę nie dałbym się wam żywcem, wy, wy… - wrzeszczał.
- Cicho! – ryknął Iorek. Patyk wyglądał niewinnie, miał regularny kształt, długość czternaście cali, ale pachniał dziwnym, nieznanym stworzeniem. A kompas… Iorek ryknął.
- Wiadomość od pani Lyry Złotoustej, sir! – Czarownica zawołała, wpadając przez okno.

<>

Syriusz odzyskał różdżkę i ten dziwny przyrząd. Nie wiedział, jak to zrobił, ale dowiedział się z niego, że z Harrym wszystko w porządku. I że faktycznie znalazł się w innym wymiarze.
Obecnie jednak interesowała go gałąź, na której przyleciała czarownica. Kobieta miała na sobie bardzo skąpe ubranie. Co chwila zerkał na jej długie nogi i ciemne, krótko obcięte włosy.
- Na tym latacie? – rzekł z wyższością. – W moim świecie mamy miotły. Igły cię nie kłują w tyłek w czasie lotu? Albo jakieś drzazgi… i żywica. To naprawdę utrzymuje się w powietrzu?
Czarownica wyglądała, jakby miała wybuchnąć.
- Sir Byrnisonie, ten człowiek jest nieznośny. Skąd go wytrzasnęliście? Czemu uważacie, że pani Lyra może być nim zainteresowana? Czy to nie jest jakiś szarlatan? – Odwróciła się w stronę niedźwiedzia.
Iorek nie odpowiedział. Przyglądał się Czarnemu i myślał.

<>

Czekał na spotkanie z tą całą Lyrą Złotoustą. Z tego, co wszyscy o niej opowiadali, Syriusz oczekiwał zobaczyć kobietę o twardych rysach, szarej cerze, dzierżącą w suchej dłoni praktycznie cały świat.
Republika niebios. Na Merlina.
Siedział przy stoliku, wpatrując się w kominek. Butelka złotego tokaju kusiła, ale wolał przyjrzeć się swojemu przyrządowi. Ma się obawiać dyktatorki?
Nie jest dyktatorką. Bądź ostrożny. Możecie sobie pomóc.
- Aletheiometr! Iorek miał rację. Potrafisz się nim posługiwać? – Kobiecy głos o miękkim, angielskim akcencie wytrącił Syriusza z równowagi.
Była niska i drobna. Długie, ciemnoblond włosy miała związane w grubego koka. W ciemnym, prostym garniturze wyglądała krucho, ale zarazem twardo.
Wcale go nie zdziwiło, kiedy zaczęła palić cygaretkę. Szaroniebieskie oczy patrzyły z sympatią.
Nie wiedział, dlaczego, ale przypominała mu trzydziestoletnią, kobiecą wersję Lucjusza Malfoya.
- Przepraszam, dym panu nie przeszkadza? – zapytała nagle. Syriusz nerwowo przeczesał włosy i odłożył przyrząd.
- Nie, w porządku – odparł szybko, zahaczając wzrokiem o butelkę. Jej oczy powędrowały w tym samym kierunku.
Kuna wskoczyła na stół i zaczęła wpatrywać w Syriusza. Kobieta podała Syriuszowi pełen kieliszek, który opróżnił jednym haustem.
- Przepraszam – powiedział po chwili, wstydząc się swojego uczynku.
- Nie ma za co. Musiałeś mieć ciężkie życie, Syriuszu. Nie masz dajmony – powiedziała kuna spokojnie.
Syriusz wytrzeszczył oczy.
- To jest mój dajmon, Pantalaimon. W twoim świecie rozumiem, że nie macie dajmonów, ale doniesiono mi, że zmieniłeś się w psa. W różnych światach jest z tym różnie, dajmony miewają formy lub są wewnątrz nas. Może…
- Nie wszyscy u mnie mogą tak się zmieniać – pospieszył z wyjaśnieniami Syriusz. – To chyba nie to.
- Ach, więc może żyjesz w świecie Willa – powiedziała do siebie.
- Will?
- William Parry. Nie znasz – stwierdziła z melancholijnym uśmiechem. – Kocham go, ale nie możemy ze sobą być. I to nie jest dla ciebie dobra wiadomość, bo muszę ci wszystko wytłumaczyć, ale nie sądzę, żebyś uznał to za dobre wieści.
Syriusz ścisnął różdżkę i słuchał.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Pon 14:37, 24 Mar 2008    Temat postu:

Nie znam Maurycego. Ale przysięgam, że poznam.

Ori, Ori, ORI! To jest doskonała miniatura. Przepraszam, nic innego nie jestem w stanie teraz napisać.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zaheel
wilkołak alfa, spijacz Leśnej Mgiełki



Dołączył: 14 Sty 2006
Posty: 2478
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nibyladii

PostWysłany: Wto 0:12, 25 Mar 2008    Temat postu:

Fanfik do "Lalki"? Jeny jakoś niegdy nie przyszło m ito na myśl, ale powiem, że jestm pod wrażeniem. Takim bardzo, bardzo. A na dodatek Ochocki, mrau. Kazi nie dażę specjalnym sentymentem, ale jeśli chodzi o postaci kobiece to zdecydowanie ma pierszeństwo.
Takie przypadkowe spodkanie i te opowieści o dziwnych wynalazkach - takie osoby potrafia zarazić swoja pasją, jeśli tylko trafia na poddatny grunt. To takie pozytywne. I chyba dlatego tak lubię Ochockiego.
Tekst numer trzy - kompletnie nie zam fandomu, ale tak jak reszta jestem pod urokiem miniaturki. Jest taka żywa - wszytsko się rusza, można tego dotknąć. A ten dziwny Maurycy jest poprostu świetny, nib tak delikatny, niepozorny, ale i stanowczy. Clive sam wywałał te wspomnienia? Tak mi się wydaje, że sam chciałzobaczyć Maurycego, jakos wyrzucić to wszytsko z siebie. Uwielbiam takie postacie na skraju obłędu. Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 12:30, 25 Mar 2008    Temat postu:

Clive nie jest postacią prostą. Jest cholernym tchórzem. Zachęcam do "Maurycego", tak filmu, jak i książki. Chociaż dosyc trudno oba zdobyc - filmu w Polsce nie wydano, książka ukazała się tylko raz, z tego, co mi wiadomo (wyd. Atext, 1994 rok). Warto obejrzec, warto przeczytac.
Co do poniższego - przepraszam. Prompt mnie zabił. Proszę o wybaczenie.

Prompt: 5.
– Chodź.
– Zostań.


W oryginale:
– Come.
– Stay.
[E.T.]

Fandom: HP
Ilość słów: 100
Postaci: Gellert
Tytuł:
Całość


Czujesz się, jakbyś nie był sobą. Coś w tobie krzyczy, żebyś został, żebyś zaryzykował, żebyś był.
Ale rozum spokojnie wydaje rozkaz:
- Chodź.
I idziesz.
Dokonałeś wyboru. Wygrałeś, zostawiłeś za sobą swoje słabości, teraz możesz zrobić wszystko. Podbić Europę, zbudować Nurmengard, mówić o Większym Dobru, bez żalu. Śmiać się i kochać, pić i walczyć. Realizować plany, wspinać się po marmurowych schodach na sam szczyt.
Kiedy po czterdziestu sześciu latach zwycięstw przegrywasz i dostrzegasz na białym marmurze krew, zdajesz sobie sprawę, że nie mogło stać się inaczej. Nie oszalałeś.
A tylko człowiek szalony może żyć pełnią życia, jednocześnie stojąc w miejscu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Trilby
świtezianka



Dołączył: 06 Lis 2005
Posty: 1521
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: miasto z piaskowca

PostWysłany: Wto 22:33, 25 Mar 2008    Temat postu:

Powiem jedno:

mam dreszcze.

(z jakiegos powodu myslalam ze wysllam to dzisiaj rano ale nie)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Wto 23:00, 25 Mar 2008    Temat postu:

piątka

Zakończenie brzmi jak sentencja. Mocne. Ale ty wiesz, że uwielbiam twojego Gellerta, więc nie mogę nie być zachwycona.
Tylko ta krew na białym marmurze wydała mi się przesadą.

Aa. I potwierdzam opis gg - jesteś ZUEM Wink Ściągam dwupłytowego "Maurycego", już niedługo będę się mogła wgryźć w pierwszą część.
Mrrauuuu!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Klub Pojedynków Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
Strona 9 z 10

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin